Polska ma szansę dostać pieniądze z Unii na rozwój miast, jeśli uporządkuje bałagan prawny.
Polska może w latach 2014 – 2020 otrzymać z UE nawet 850 mln euro na rozwój miast. Ale jest też niebezpieczeństwo, że te pieniądze przejdą nam koło nosa. Projekty dotyczące polityki miejskiej są ciągle w powijakach, a przepisy powodują, że nie wiadomo, które ministerstwo zarządza zrównoważonym rozwojem miast.
Choć negocjacje dotyczące kształtu przyszłej perspektywy finansowej UE na lata 2014 – 2020 wciąż trwają, wiadomo już, że rozwój miast będzie jednym z priorytetów Komisji Europejskiej (KE). Projekt rozporządzenia KE zakłada, że państwa powinny same zgłosić listę swoich 20 miast, które stałyby się częścią tzw. platformy rozwoju miejskiego.
W jej ramach miasta mogłyby dzięki unijnemu wsparciu modernizować transport miejski, ograniczać emisję CO2 czy dokonywać rewitalizacji zaniedbanych terenów. KE planuje przeznaczyć na te cele przynajmniej 5 proc. z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w latach 2014 – 2020.
Jeśli Polska otrzyma takie samo wsparcie finansowe z Brukseli jak w obecnej perspektywie (jak zapewnia minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska), do polskich miast mogłoby trafić nawet ok. 850 mln euro.
Plan zagospodarowania przestrzennego jest kluczem
Ale z pozyskaniem tych środków może być kłopot, bo jak na razie poziom wdrożenia strategii rozwoju miast na poziomie krajowym jest w powijakach. Dopiero w grudniu 2011 r. rząd przyjął koncepcję przestrzennego zagospodarowania kraju. Dokonano tam podziału na 18 największych miast, miasta o znaczeniu regionalnym (np. Kalisz, Elbąg) i ok. 120 miast o znaczeniu lokalnym. Ale zdaniem urbanistów dokument ten jest jedynie rządową wizją rozwoju kraju, ale nie konkretnym planem działania. Skonkretyzować go mają dopiero odrębne dokumenty – m.in. krajowa polityka miejska opracowywana przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego.
– Prace są jeszcze w powijakach, projekt założeń resort opracował w lutym 2012 r. Przed nami jeszcze sporo pracy – przyznaje Andrzej Lubiatowski, urbanista i dyrektor biura Unii Metropolii Polskich, zrzeszającej 12 największych aglomeracji.
Polityka miejska nieważna?
Samorządowcy już od dawna postulowali do rządu o uporządkowanie przepisów kształtujących rozwój polskich miast. Kilka dni temu Związek Miast Polskich (ZMP) zaapelował o pilne dokonanie zmian w umiejscowieniu polityki miejskiej w polskiej polityce rozwoju. Mimo że ok. 60 proc. Polaków mieszka w miastach, które generują trzy czwarte PKB, polityka miejska stanowi zaledwie sprawę nr 8 w dziale administracji rządowej, który nazywa się „budownictwo, gospodarka przestrzenna i mieszkaniowa”. Sprawą nr 7 w tym dziale jest gospodarka nieruchomościami, a nr 9a... rodzinne ogrody działkowe. „Ranga polityki miejskiej powinna być podobna jak np. rozwój wsi, który od dawna ma rangę działu” – czytamy w stanowisku ZMP.
Zanim jednak polityka miejska i przestrzenna zacznie nabierać realnych kształtów, rząd musi rozwiązać problem, kto za nią powinien odpowiadać. Zgodnie z ustawą z 4 września 1997 r. o działach administracji rządowej za szeroko pojętą gospodarkę przestrzenną odpowiada minister transportu i budownictwa. Ale z drugiej strony jest ustawa z 27 marca 2003 r. o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, która zakłada, że za przygotowanie koncepcji przestrzennego zagospodarowania kraju odpowiada minister rozwoju regionalnego.
MRR uspokaja, że do Sejmu skierowało już projekt nowelizacji ustawy o działach administracji rządowej, który ma rozwiązać obecny spór kompetencyjny. – Zgodnie z nowelizacją polityka miejska zostanie przeniesiona do działu „rozwój regionalny”. Bez względu na to, czy proponowana zmiana zostanie przyjęta, lista miast, które będą uczestniczyć w platformie rozwoju obszarów miejskich, zostanie zaproponowana przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego – tłumaczy Piotr Popa, zastępca dyrektora biura ministra.