Zarówno końcowa faza hossy, jak i bessy to momenty, w których decyzje inwestycyjne często podejmowane są na bazie emocji

W skrajnych okresach cykli giełdowych inwestorzy nie zdają sobie nawet sprawy, że stają się ofiarami największego wroga inwestycji, czyli pułapki własnej psychiki, pułapki podążania za tłumem. Często zdarza się, że nawet zagorzali fundamentaliści, czy też technicy inwestują wbrew swoim zasadom, ale tylko dlatego, że nie potrafią radzić sobie z emocjami. Tymczasem to właśnie trzeźwość umysłu oraz stosowanie się do reguł własnych metod inwestycyjnych opartych na merytoryce, to elementy, które powinny zapewnić sukces.
Na przestrzeni kilku ostatnich lat pojawiało się na rynku wiele kontrowersyjnych rekomendacji, za którymi z miernym skutkiem podążał tłum. Dla przykładu można wskazać te, które utkwiły w pamięci chyba większości inwestorów. W momencie gdy na akcjach KGHM kształtował się wieloletni dołek, analitycy wyceniali jeden walor spółki na niecałe 8 zł i sugerowali sprzedaż akcji. Historia pokazała, że kurs po tej rekomendacji osiągnął dno, by następnie podążyć w odwrotnym kierunku, do niemal 150 zł. Do dziś wielu wspomina Optimusa, który pod wpływem gorączki internetowej wzrósł do około 370 zł, m.in. dzięki rekomendacjom, które sugerowały wycenę akcji na poziomie około 500 zł. Kurs po tych zaleceniach spadł jednak grubo ponad 70 proc. Warto również zwrócić uwagę na inne przypadki dotyczące najświeższej historii. Jeszcze niedawno znane biura maklerskie wyceniały akcje Biotonu na 3,8 zł, a Polnordu na 350 zł. Tymczasem obecne notowania tych spółek to odpowiednio 0,85 zł i 115 zł. Od czasu wydania wspomnianych raportów minęło zaledwie od kilku do kilkunastu miesięcy, a rozminięcie kursu bieżącego z wycenami biur jest bardzo duże. Wszystkie wspomniane rekomendacje oparte były na zbyt optymistycznych bądź zbyt pesymistycznych założeniach. Co ciekawe, pojawiły się one w skrajnych okresach cykli giełdowych.
Kluczowe pytanie jest, czy analitycy przygotowując tego typu rekomendacje sami popadają w pułapkę własnej psychiki, czy też kierują się innymi przesłankami. Wadą wszystkich wycen jest subiektywizm wyceniającego i ciężko jest o twardy dowód, że określona rekomendacja została przygotowana w sposób błędny.
Te przykłady są tylko wyrywkiem wielu innych złych zaleceń analityków, są również sygnałem, że nie wolno ślepo wierzyć w to co piszą znawcy rynku. Przykłady te powinny jednak motywować inwestorów do dokonywania własnych analiz bądź przynajmniej do szczegółowej oceny raportów publikowanych przez biura. Co ważne, za błędy popełnione na bazie rekomendacji nie można winić tylko analityków. Winni są tu również akcjonariusze, m.in. dlatego, że rzadko podejmują trud zweryfikowania ocen wydawanych przez biura maklerskie.
Jarosław Dominiak
prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych
Jarosław Dominiak, prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych / DGP