Jesteśmy jednym z najsłabszych rynków spośród emerging markets, a największe zniżki ma sektor małych i średnich firm

Od początku listopada obserwujemy pogorszenie nastrojów inwestorów na warszawskiej giełdzie. Głównym tego powodem jest oczywiście kolejna odsłona kryzysu na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych, której efektem są ogromne rezerwy tworzone przez największe banki inwestycyjne. Spadki na giełdach za oceanem pociągnęły w dół wszystkie rynki na świecie.
My również podążyliśmy w tym samym kierunku, notując jedenaście kolejnych spadkowych sesji. Niestety, jesteśmy aktualnie jednym z najsłabszych rynków spośród emerging markets, a liderem zniżek jest sektor małych i średnich firm. Jeszcze kilka miesięcy temu, w II kwartale bieżącego roku, to właśnie te akcje notowały dynamiczne wzrosty kursów, napędzane potężnym napływem kapitału do krajowych funduszy inwestycyjnych i popytem generowanym przez inwestorów indywidualnych. Doprowadziło to w wielu wypadkach do skrajnego przewartościowania akcji. Obecnie okazuje się, że tak wielki optymizm inwestorów nie miał uzasadnienia fundamentalnego. Wprawdzie nadal gospodarka rozwija się w szybkim tempie, ale wyniki wielu spółek są rozczarowujące i nie uzasadniają wygórowanych wycen. Rynek pozbawiony dopływu świeżego kapitału nie mógł utrzymać się na tak wysokich poziomach, stąd ostra przecena w sektorze małych i średnich spółek. Fundusze nie odnotowują obecnie napływu nowych środków, można się wręcz zastanawiać, czy nie obserwujemy początku procesu umorzeń jednostek.
Nie mamy jeszcze danych na ten temat za bieżący miesiąc, ale skala listopadowych spadków i ogromna podaż akcji ujawniona na ostatnich sesjach sugeruje, że zarządzający są zmuszeni do sprzedaży większych pakietów akcji pod wpływem napływających umorzeń. Zasięg obecnej korekty, podczas której indeksy grupujące małe i średnie spółki straciły ponad 30 proc. od swoich maksymalnych poziomów, niewątpliwie wystawia na próbę cierpliwości nerwy uczestników funduszy. Jak do tej pory uczestnicy funduszy zachowywali zimną krew i poza krótką falą odpływu kapitału w połowie sierpnia nie notowaliśmy istotnej jego ucieczki.
Wydaje się, że nabywcy jednostek przyzwyczaili się do tego, że korekty trendu wzrostowego są krótkie i powinny być traktowane jako okazja do nowych inwestycji. Tym razem jest jednak inaczej, a czas trwania bardzo dotkliwej korekty jest na tyle duży, że coraz więcej uczestników funduszy decyduje się na wycofanie swoich środków. Bardzo trudno jest w tej chwili przewidzieć skalę czekających nas umorzeń, pewne jest jednak, że ewentualna fala odkupień jednostek może doprowadzić do wyprzedaży akcji na skalę trudną do wyobrażenia.
Marek Mikuć
wiceprezes i dyrektor inwestycyjny TFI Allianz Polska
Marek Mikuć wiceprezes i dyrektor inwestycyjny TFI Allianz Polska / DGP