Wzrastające ceny żywności ponownie zwracają uwagę na odradzające się niebezpieczeństwo inflacji. Jak ocenić, czy niebezpieczeństwo to faktycznie wzrasta i czy społeczeństwo ubożeje?

Inflacją nazywamy ciągły wzrost ogólnego poziomu cen w gospodarce. Jej tempo mierzy się za pomocą stopy inflacji, która podaje w ujęciu procentowym, jak szybko zwiększa się poziom cen w danym czasie. Ministerstwo Finansów właśnie sformułowało prognozę, że ceny konsumpcji w październiku 2007 r. podniosły się o 3 proc. rok do roku (w skrócie r/r) i 0,7 proc. miesiąc do miesiąca (m/m), czyli od września do października. Ekonomiści stosują różne miary inflacji w zależności od rozpatrywanych dóbr i usług. Najczęściej posługują się wskaźnikiem (indeksem) cen dóbr i usług konsumpcyjnych (CPI), w którym wagi poszczególnych grup mają odzwierciedlać ich udział w koszyku zakupów typowego konsumenta w danym roku. Ten koszyk - to taki umowny zestaw dóbr i usług. Zmiany wskaźnika CPI publikuje co miesiąc GUS. Cel polityki pieniężnej NBP jest wyrażony właśnie jako zmiana CPI (2.5 proc. r/r +1 proc.), bo ten wskaźnik najbardziej obchodzi wszystkich obywateli.
Inflację można klasyfikować w różny sposób. Inflacja bowiem na ogół jest złem, gdyż powoduje erozję siły nabywczej pieniądza. Jeśli jest nieoczekiwana, poszkodowani są ci, którzy oszczędzają, bo oprocentowanie nie uwzględniało inflacji. Niespodziewana inflacja sprawia, że za płacone odsetki przez pożyczkobiorców można kupić mniej dóbr i usług niż ich oczekiwano w momencie zawarcia umowy. Tracą również osoby o stałych dochodach, np. emeryci, bo nie mogą ich szybko podnieść. Kiedy progi podatkowe nie są korygowane w górę o stopę inflacji CPI, to wtedy ludzie muszą płacić wyższe podatki, bo rosną ich dochody pieniężne, ale nie rośnie ich siła nabywcza. W dłuższym okresie jednak wzrost dochodów rekompensuje skalę drożyzny; emerytury są waloryzowane wg tempa wzrostu wskaźnika CPI, a pracownicy uwzględniają oczekiwania inflacyjne negocjując podwyżki płac. Nie można więc powiedzieć, że inflacja zubaża społeczeństwo; jedynie czasowo może przydarzyć się to jednostkom i ich grupom.
Ponieważ stopa inflacji jest na ogół zmienna, to trudno jest ją przewidzieć, a wahania wprowadzają niepewność, jak będą kształtowały się ceny i ich relacje (ceny względne) w przyszłości. Z tej przyczyny inflacja utrudnia decyzje inwestycyjne firmom i może prowadzić do zmniejszenia poziomu inwestycji w gospodarce. Dlatego większość ekonomistów sądzi, że najlepiej, kiedy inflacja jest niska i stabilna; zawiera się pomiędzy 1 a 4 proc. rocznie. Nie szkodzi wtedy długofalowemu wzrostowi gospodarczemu.
MACIEJ KRZAK
ekspert ds. gospodarki Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan oraz wykładowca Wyższej Szkoły Handlu i Prawa im. Ryszarda Łazarskiego
Maciej Krzak, ekspert ds. gospodarki Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan oraz wykładowca Wyższej Szkoły Handlu i Prawa im. Ryszarda Łazarskiego / DGP