Mieszkania tanieją. To efekt zmniejszenia limitów dopłat do kredytów "Rodzina na swoim".

Takiego zastoju na rynku nieruchomości nie pamiętają najstarsi agenci. Od 1 września, czyli od dnia, gdy weszły w życie nowe zasady „Rodziny na swoim”, rynek wtórny praktycznie zamarł. Ceny spadają. I będą spadać.

Jeszcze w lipcu i sierpniu największe agencje nieruchomości, takie jak Drągowski czy Polanowscy, zawierały po 200 – 400 transakcji miesięcznie. We wrześniu podpisały nawet o połowę mniej umów. O zastoju mówią także przedstawiciele Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości zrzeszające największych pośredników w kraju. – Dziś sprzedają się mieszkania najtańsze, które mieszczą się w obniżonych limitach „Rodziny...” – mówi Olimpia Borowicka z PFRN. Sęk w tym, że w wielu miastach takich mieszkań po prostu nie ma, albo ich liczba jest mocno ograniczona. Np. w stolicy, żeby skorzystać z dopłaty, trzeba znaleźć lokal za 5,6 tys. zł za metr kw. To dużo poniżej średniej, która dziś wynosi 7,8 tys. zł.

Niemal w ogóle nie ma zainteresowania mieszkaniami droższymi. Brakuje kupców nawet na 50-metrowe lokale, które do tej pory sprzedawały się nieźle. – Mamy w ofercie prawdziwe perełki wybudowane w ostatniej dekadzie: pięknie urządzone i w świetnej lokalizacji, ale zainteresowanie nimi jest zerowe – mówi Wioletta Adamiec z Warszawskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami. – Klienci czekają, aż ceny jeszcze spadną. Sygnalizują, że kupiliby, ale cena musiałaby być niższa o 15 – 20 proc. – dodaje. Dowodem na to, że już działa przecena, jest np. 42-metrowe mieszkanie przy ul. Dobrej. Poszło błyskawicznie, gdy właściciel obniżył cenę z 7 do 5,9 tys. zł za metr kwadratowy.

Sprzedający są jednak ostrożni. We wrześniu średnie ceny transakcyjne w największych miastach spadły o kilkadziesiąt złotych za metr. Najbardziej, bo o 60 zł, staniały mieszkania w Poznaniu, natomiast w Krakowie i Warszawie korekta wyniosła ok. 50 zł na metrze. Najbardziej tanieją mieszkania w dzielnicach, w których powstaje dużo nowych inwestycji. Np. na warszawskiej Woli, gdzie jeszcze 2 – 3 lata temu mieszkania w blokach z lat 50. czy 60. szły za 10 tys. zł za mkw., teraz kosztują 6 – 7 tys. zł. Podobnie jest w Miasteczku Wilanów, gdzie ceny spadły z 12 tys. do 9 – 8 tys. zł za mkw.

Trend zniżkowy na rynku nieruchomości wtórnych trwa już od czterech lat. W tym czasie najbardziej staniały lokale w Krakowie (o 15 proc.), Warszawie (15 proc.) i Poznaniu (o 14 proc.). Analitycy spodziewają się jednak jeszcze większych spadków na rynku wtórnym, bo w ofertach agencji mieszkań wciąż przybywa. – A klienci, jeśli już decydują się na zakup, to wolą mieszkania nowe o znacznie wyższym standardzie – mówi Adamiec. Tych też nie brakuje. W największych aglomeracjach jest dziś ok. 10 tys. nowych, niesprzedanych mieszkań i wciąż powstają kolejne. Tylko w sierpniu deweloperzy oddali do użytku 3,5 tys. lokali, a w ciągu ośmiu miesięcy tego roku wybudowali w sumie 25,7 tys. mieszkań.

Zmiany w programie „Rodzina na swoim” odczuwa też rynek pierwotny. Wielu deweloperów obniżyło ceny niektórych swoich mieszkań, by mieściły się w nowych, niższych limitach. Zrobił tak np. Bouygues Immobilier. Lokale kwalifikujące się do zakupu z dopłatą mają w swojej ofercie m.in. J.W. Construction, M-Alfa Osiedla, Breevast, Budros i Dom Development. Niektórzy, rozpoczynając nowe inwestycje, na początku roku skalkulowali już ceny tak, by mieściły się w nowych limitach. W sumie z wyliczeń Home Broker wynika, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy ceny na rynku pierwotnym spadły średnio o 6 proc. W najnowszej prognozie analitycy przewidują jeszcze 2-, 3-proc. spadek w ciągu najbliższego roku.