Spowolnienie gospodarcze uderzy po kieszeni zwykłych obywateli. Ponad 200 tys. osób może stracić pracę, reszta powinna zapomnieć o znaczących podwyżkach pensji.
Jutro poznamy PKB za drugi kwartał. Ekonomiści niemal jednogłośnie twierdzą, że jego wzrost wyniesie jeszcze powyżej 4 proc., ale równie zgodnie mówią, że druga połowa roku będzie już zdecydowanie gorsza. W trzecim kwartale wzrost gospodarczy może wyhamować do 3,5 proc. A to przełoży się na wzrost bezrobocia, spadek wzrostu wynagrodzeń i zatrudnienia, a w konsekwencji na konsumpcję. Tej ostatniej nie będą w stanie podtrzymać nawet kredyty, bo pozostaną drogie i trudno dostępne.
– Wyhamowanie wzrostu zamówień w przedsiębiorstwach powoduje, że sytuacja polskich firm staje się coraz trudniejsza, co widać już po lipcowym bezrobociu – wyniosło 11,7 proc. i było tylko o 0,1 pkt proc. niższe niż w czerwcu. Jeśli w szczycie prac sezonowych spadło tak niewiele, to możemy się spodziewać, że w drugiej połowie tego roku i w przyszłym wzrośnie – uważa Krzysztof Wołowicz, dyrektor departamentu analiz w TMS Brokers. Jego zdaniem jeśli tempo wzrostu gospodarczego w 2012 r. spadnie do 3 proc., to stopa bezrobocia może wzrosnąć do 13 proc.
Bardziej optymistyczne prognozy mówią, że jeszcze w tym roku bezrobocie osiągnie 12 proc., ale ustabilizuje się na tym poziomie. – Firmy doświadczone kryzysem z lat 2001 – 2004 teraz bardzo ostrożnie zmniejszają zatrudnienie. Wówczas zwolniły zbyt wiele osób, przez co w szczycie bezrobocie przekroczyło 20 proc., a później miały problem ze znalezieniem fachowców. Musiały o nich walczyć wynagrodzeniami – tłumaczy Wołowicz.
Dlatego w nadchodzących chudych miesiącach firmy, podobnie jak to miało miejsce w latach 2009 – 2010, będą raczej wykorzystywały inne sposoby zatrudnienia, np. elastyczny czas pracy. – Te rozwiązania okazały się bardziej skuteczne niż rządowe programy subsydiujące pracę. Działania będą zależały od stopnia spowolnienia, ale jest szansa, że mocno nas ono nie dotknie. Na pewno jednak w przyszłym roku brak będzie wyraźnej poprawy na rynku pracy – mówi Wiktor Wojciechowski, wiceprezes FOR.
Teraz firmy będą ograniczały wzrost wynagrodzeń i zatrudnienia. – Myślę, że o 4-proc. wzroście zatrudnienia, z jakim mieliśmy do czynienia na początku roku, możemy zapomnieć. Wkrótce wzrost r./r. nie przekroczy 0,5 proc. – uważa Arkadiusz Krześniak, główny ekonomista Deutsche Banku.
Ta sytuacja spowoduje, że pracownikom trudno będzie przekonać szefów do podwyżek. – W tym roku wzrost wynagrodzeń powinien się jeszcze utrzymać w granicach wzrostu inflacji. Ale już w przyszłym może spaść nawet poniżej stopy inflacji. Wszystko będzie zależeć od głębokości spowolnienia – uważa Marcin Mrowiec, główny ekonomista banku Pekao SA.
Sytuacja na rynku pracy wpłynie negatywnie na konsumpcję. Banki, bogatsze o doświadczenia z lat ubiegłych, niechętnie będą udzielały kredytów gotówkowych. Do tego, dopóki nie spadną stopy procentowe NBP, raty kredytów w złotych pozostaną wysokie. Będziemy zatem zmuszeni do zaciskania pasa. Konsumpcja przestanie wspomagać wzrost gospodarczy, tak jak miało to miejsce w 2009 r. Co będzie dodatkowym czynnikiem wpływającym na jego osłabienie.
Nowy rząd zademonstruje, że działa
prof. Stanisław Gomułka | główny ekonomista BCC
Na wskaźnik bezrobocia wpływ mają głównie mechanizmy rynkowe, przez co możliwości ingerencji są ograniczone – można tu raczej przewidywać rozwój sytuacji, niż przeciwdziałać. Losy pracowników zależą od sytuacji firm, w których pracują. Dlatego nie mówimy o dużych zmianach i nie spodziewam się jakiejś specjalnej polityki państwa w tym zakresie. Choć trzeba zwrócić uwagę, że rząd dysponuje zasadniczym instrumentem – wydatkami na aktywne formy zwalczania bezrobocia z Funduszu Pracy, które zostały pomniejszone w projekcie budżetu na 2012 r. Gdy nowy Sejm i rząd zaczną pracować nad tym budżetem, może nastąpić korekta tej konkretnej pozycji. Bo choć efektywność tych mechanizmów jest wątpliwa, to nowy rząd może chcieć zademonstrować w ten sposób, że zauważa problem i działa.