Pomysł połączenia trzynastu kanadyjskich nadzorów giełdowych w jeden może być niekonstytucyjny i wymaga sprawdzenia prawa z połowy XIX wieku. Sprawą zajął się właśnie Sąd Najwyższy Kanady.

Główna giełda kanadyjska jest w Toronto (prowincja Ontario), ale każda prowincja i terytorium ma swoją komisję papierów wartościowych. Nadzory współpracują ze sobą i dokumenty uznane przez nadzór w jednej prowincji są aprobowane również przez inne komisje. Jest to jedyne tego typu rozwiązanie wśród krajów grupy G20 - przypominają kanadyjskie media. Na utworzeniu połączonego, federalnego nadzoru od kilku lat zależało konserwatywnemu rządowi Stephena Harpera.

Sprawa nie jest jednak tylko kwestią ewentualnej nowej ustawy, dotyczy bowiem fundamentów kanadyjskiego federalizmu i prawa tworzonego w istniejącym od 1867 roku państwie. Według dziennika "The National Post", rząd twierdzi, że ma prawo regulować kwestię nadzoru giełdowego na podstawie swoich uprawnień dotyczących "wymiany i handlu", wynikających z konstytucji z 1867 roku. Niechętne rządowym planom prowincje powołują się z kolei na swoje prawa wynikające z tej samej konstytucji, ale z zapisów dotyczących "własności i praw obywatelskich", których regulacja leży w gestii prowincji.

Jak przypomniała telewizja CBC, tylko Ontario otwarcie poparło połączenie nadzorów. W Albercie Sąd Apelacyjny w marcu tego roku odrzucił pomysł rządu jako niekonstytucyjny. Konstytucyjność pomysłu zakwestionowały też Manitoba, New Brunswick i jak zawsze bardzo niezależny Quebec. Kilkanaście dni temu Sąd Apelacyjny prowincji Quebec uznał, że rządowa propozycja jest niekonstytucyjna. "Montreal Gazette" cytowała z orzeczenia fragment, w którym sąd przypomniał, że od 80 lat różne instancje - w tym Sąd Najwyższy Kanady - uznawały prawo prowincji do własnych regulacji w kwestiach giełdowych.

Saskatchewan i Kolumbia Brytyjska zgadzają się na połączony nadzór, ale nie w formie proponowanej przez rząd. Przedstawiciel Kolumbii Brytyjskiej nazwał podczas rozprawy w Sądzie Najwyższym rządowy projekt prawa "koniem trojańskim", który ogranicza prawa prowincji - cytowała CBC.

Orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie losów projektu usłyszy już nowy rząd

Rządowy projekt ma dawać prowincjom prawo do wyrażenia w okresie przejściowym niezgody na poddanie kwestii giełdowych połączonemu nadzorowi, co - twierdzi rząd - oznaczałoby zachowanie równowagi w podziale kompetencji między prawem federalnym a prawem prowincji. Jednak np. Alberta (tradycyjnie popierająca konserwatystów, autorów nowych propozycji) obawia się, że w przyszłości rząd federalny mógłby chcieć wymusić podporządkowanie prowincji połączonemu nadzorowi.

Część organizacji biznesowych w Kanadzie opowiada się za połączonym nadzorem - jak Stowarzyszenie Bankowców Kanadyjskich (Canadian Bankers Association), także organizacje międzynarodowe - Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju).

Wśród argumentów rządu (który niedawno dostał wotum nieufności w parlamencie) jest kwestia kosztów i lepszej koordynacji działań przeciw praniu brudnych pieniędzy czy przeciw oszustwom giełdowym.

W minioną środę prawnik reprezentujący Albertę mówił dziewięciu sędziom Sądu Najwyższego, że równowaga między władzą federalną a prowincjonalną jest "sercem" kanadyjskiej konstytucji. Teraz rozpocznie się długa prawnicza analiza, bo Sąd Najwyższy uznał jednak w czwartek, że potrzeba przynajmniej kilku miesięcy na rozpatrzenie argumentów za i przeciw rządowej propozycji.

Ponieważ w Kanadzie 2 maja odbędą się wybory do federalnego parlamentu, orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie losów projektu usłyszy już nowy rząd. Kilka prowincji i tak zresztą zapowiedziało, że będą blokować wprowadzenie federalnego nadzoru.