Kolejka po unijne dotacje na założenie firmy na wsi jest dłuższa niż przed rokiem. Do zakończonego właśnie konkursu zgłosiło się ponad 6,5 tys. przedsiębiorców. To o 1,5 tys. więcej niż rok wcześniej.
Według Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która odpowiada za podział dotacji, do firm ma trafić maksymalnie 1,2 mld zł. A to oznacza, że konkurs jest rekordowy, bo w tym roku w żadnym innym przedsiębiorcy nie mieli tak dużej kwoty do dyspozycji.
Każde województwo dostało pulę środków na tworzenie mikrofirm na wsi. W ośmiu regionach (warmińsko-mazurskim, wielkopolskim, pomorskim, śląskim, podlaskim, mazowieckim, lubuskim oraz łódzkim) zainteresowanie przedsiębiorców było większe niż dostępne dla nich dotacje. Najwyższe – na Warmii i Mazurach, gdzie firmy wystąpiły o 66 proc. więcej dotacji, niż było do wzięcia w regionalnej puli.
Lista regionów, które przekroczyły pułap dostępnego wsparcia, może być dłuższa. ARiMR czeka na wnioski, które nie zostały złożone w jej oddziałach, ale były wysłane pocztą.
Duże zainteresowanie konkursem to efekt wprowadzenia nowych zasad. Było to konieczne, bo w poprzednich edycjach nie udało się rozdzielić wszystkich unijnych dotacji. Powodem były rygorystyczne warunki dotyczące tworzenia nowych miejsc pracy. Aby dostać maksymalne wsparcie w wysokości 300 tys. zł, przedsiębiorca musiał zatrudnić więcej niż pięciu nowych pracowników. Często oznaczało to wzrost zatrudnienia w mikrofirmie nawet o 100 proc.
Według nowych reguł do otrzymania wsparcia potrzeba mniejszej liczby nowych miejsc pracy. Aby dostać 100 tys. zł, firma musi zatrudnić jednego nowego pracownika (wystarczy, że będzie to sam właściciel).
– Zmiana zasad przyniosła zamierzony efekt – mówi Ewa Fedor, dyrektor departamentu funduszy unijnych z organizacji Pracodawcy RP.
Według niej atutem dotacji jest to, że w ich efekcie rośnie zatrudnienie. Z szacunków ARiMR wynika, że dzięki konkursowi na wsi ma powstać ponad 10 tys. nowych miejsc pracy.