W maju wzrósł wartość pożyczek dla gospodarstw domowych. Inaczej jest w przypadku przedsiębiorstw. Na tym rynku nadal nie widać oznak odwilży kredytowej.
Na pierwszy rzut oka majowe dane o przyroście kredytów wyglądają imponująco. Zadłużenie gospodarstw domowych zwiększyło się o 12 mld zł. Ostatni raz taki wzrost odnotowano w sierpniu 2008 roku, a więc przed kryzysem. Jednak po analizie okazuje się, że tylko w części wynika on z nowych kredytów.
– Po wyłączeniu efektów kursowych przyrost kredytów szacujemy na ok. 4 mld złotych, co na tle poprzednich miesięcy jest i tak relatywnie dobrym wynikiem – ocenia Andrzej Halesiak, dyrektor biura analiz makroekonomicznych w BPH.
Wzrost ten jest wynikiem zwiększonego zainteresowania kredytami hipotecznymi. Wiosna to tradycyjnie najlepszy okres w tym segmencie. – Po kwietniu, który okazał się słabszy z powodu tragedii smoleńskiej, maj już był bardzo dobry. Liczba wniosków w ujęciu miesięcznym wzrosła o 15 proc., co wpisuje się w trend, który obserwujemy od kilku miesięcy – mówi Remigiusz Falkowski, dyrektor departamentu bankowości hipotecznej w Pekao.
O ile jednak sytuacja się poprawia w przypadku kredytów na mieszkanie czy dom, to sprzedaż pożyczek gotówkowych hamują same banki, zaostrzając warunki ich przyznawania.
W przypadku firm kredyty nominalne wzrosły o o 3 mld zł. Po odliczeniu efektów kursowych okazuje się, że w tym przypadku także doszło do niewielkiego wzrostu, co ostatnio nie jest zbyt częstym zjawiskiem. Obecnie portfel kredytowy firm ma wartość ok. 218 mld zł, czyli taką samą, co jesienią 2008 roku. Ale ten niewielki wzrost jednocześnie jest dowodem, że firmy kredytów nie potrzebują. Wyniki finansowe się poprawiają, więc niewielkie – w skali gospodarki – potrzeby inwestycyjne można w pierwszej kolejności zaspokajać z własnych środków. O tym, że są one spore, świadczy fakt, że depozyty przedsiębiorstw wzrosły o ponad 6 mld zł.
– Niewykluczone, że w tym roku zamiast prognozowanego jeszcze kilka miesięcy temu wzrostu portfela o ok. 5 – 8 proc., będziemy mieli do czynienia ze stagnacją – ocenia specjalista z BPH.
W maju wartość depozytów ludności wzrosła o ponad 3,6 mld zł. To nieco więcej niż w poprzednich miesiącach. Analitycy tłumaczą to niepokojami na rynkach finansowych (spadki indeksów giełdowych, osłabienie złotego), które zazwyczaj owocują przepływem środków z bardziej ryzykownych inwestycji na giełdzie czy w fundusze do bezpieczniejszych lokat bankowych.
qk