Czwartek to prawdziwy dramat na wszystkich rynkach. Zaczęło się niepozornie od minimalnych plusów, a potem pojawiły się wszystkie nieprzyjemne dla byków czynniki. Był strach, nerwowość i słabe dane makro, czyli wszystko co potrzebne do solidnych spadków indeksów, walut i surowców.

Oczywiście najwięcej traciły rynki wschodnie, które cechują się większą amplitudą zmian. Oznaczało to 5 procentowe przeceny w Rosji i Turcji. Na zachód od Warszawy było lepiej, jednak tylko nieznacznie lepiej.

Pierwsze symptomy niepokoju zaczęły się pojawiać już przed południem. Choć indeksy były jeszcze na plusach, to popyt słabł z każdą chwilą. Nie trzeba było długo czekać i szybkim ruchem WIG20 mierzył się już z poziomem minimów z 7 maja. Minimów o tyle istotnych, że już wczoraj ratowały one kupujących z opresji. Do tego momentu byki mogły czuć się w miarę pewnie, ale kiedy tylko indeks zszedł niżej wiara w odbicie prysła i parkiet osłabiał się w tempie olimpijskiego sprintera. Indeks po tej pierwszej fali przeceny zatrzymał się na poziomie 2300 pkt., czyli na 2 proc. minusie. Podobne straty notował złoty i surowce. Mówiąc wprost: spadki były wszędzie.

Dodatkowo po przełamaniu wsparcia podaż wzmocniły też dane makro. Optymistyczne były tylko te krajowe mówiące o wzroście produkcji przemysłowej o 9,9 proc. i pomimo, że był to wyniki o 0,2 proc. niższy od oczekiwanego, to i tak bardzo mocny. Nie miało to jednak znaczenia, bo zupełnie inny obraz gospodarki wyłonił się z amerykańskich danych. Tam tygodniowa liczba nowych bezrobotnych wzrosła do 471 tysięcy, co w połączeniu ze spadkiem indeksu wskaźników wyprzedzających (LEI), a nawet minimalnie gorszym od prognoz indeksem Fed z Filadelfii (opisuje nastroje Amerykanów) oznaczało solidne spadki. Jak widać dramat gdzie okiem sięgnąć.

Wraz z przeceną na giełdzie zagraniczny kapitał uciekał z Polski i przy okazji przeceniał złotego. Nasza waluta straciła 1,5 proc. do euro i dolara. To osłabienie sprawia, że złoty w stosunku do wspólnej waluty jest najsłabszy od pół roku, a do dolara od maja zeszłego roku. Rynek walutowy wprost wpływa na surowce i dlatego tam ropa i miedź też taniały o 3-4 procent.

W całym zamieszaniu na naszym rynku ostoją spokoju starała się być TPSA, która w momentach największej fali podaży rosła i wpływała pozytywnie na indeks. Nie udało jej się wzrostów utrzymać do końca, ale przynajmniej częściowo neutralizowała wyprzedawane w panice akcje PZU. Te dały prawdziwy pokaz słabości i były jednymi z najgorszych w WIG20. Ich cena to już tylko 331 złotych.

W końcówce podaż przycisnęła jeszcze mocniej i główny indeks odsunął się od poziomu 2300 pkt. Uwzględniając obrót na poziomie 2,5 mld złotych płyną z tego dwa wnioski. Po pierwsze mamy wyraźne zaakcentowanie kontynuacji korekty, która rozpoczęła się w kwietniu. Po drugie utracenie ważnego wsparcia powoduje, że pierwszym poziomem docelowym spadków będą lutowe dołki, czyli 2170 pkt. Mamy więc przed sobą jeszcze co najmniej 100 pkt. zjazdu.

Paweł Cymcyk
Analityk
Makler Papierów Wartościowych
A-Z Finanse