Rozmawiamy z Cinzia Alcidi, ekspertem w sprawach budżetowych w brukselskim Centrum Europejskiej Strategii Politycznej (CEPS) - Dlaczego Bruksela dokonuje rozróżnienia: łatwiejsze fundusze dla krajów z problemami gospodarczymi i tradycyjne kryteria dla lepiej sobie radzących?



Za tym pomysłem stoją przede wszystkim Niemcy. Kanclerz Angela Merkel obawia się, że grecki kryzys finansowy okaże się zaraźliwy. Wobec oporu własnego elektoratu i trudności budżetowych w samych Niemczech nie może jednak uruchomić bezpośrednio transferów finansowych dla krajów Europy Środkowej. Stąd pomysł zrobienia tego tylnymi drzwiami przez ułatwienia w wydawaniu funduszy strukturalnych.
Zniesienie zasady, że unijne projekty strukturalne muszą być współfinansowane przez beneficjentów, może jednak okazać się niebezpieczne. Istnieje ryzyko, że pieniądze pójdą na cele, które wcale nie są użyteczne dla gospodarki.
Takie ryzyko jest rzeczywiście realne. Ale zachowanie obecnych reguł po prostu oznacza, że fundusze pozostaną na papierze. Łotwa, Rumunia czy Węgry mają tak trudną sytuację budżetową, że nie są w stanie wygospodarować funduszy na współfinansowanie unijnych projektów. Ułatwienia mają zresztą charakter przejściowy. Komisja Europejska zakłada, że kiedy za dwa lata zostaną przywrócone normalne zasady, kraje Europy Środkowej nie tylko przełamią recesję, ale ich gospodarki znów będą szybko się rozwijały.
Polska nie zostanie jednak objęta ułatwieniami. Czy to nie paradoks, że kraj jest karany za to, że dobrze przetrwał kryzys?
Na nowych regulacjach Polska może jeszcze zyskać. Dzięki nim fundusze strukturalne za lata 2007 – 2013 będą w skali UE dobrze wykorzystane. A to będzie znaczący argument za utrzymaniem podobnej wielkości pomocy strukturalnej także w nowym budżecie Unii na lata 2014 – 2020.