Opublikowane wczoraj dane o bilansie handlowym w czerwcu to prawdopodobnie jedna z ostatnich informacji o w miarę zbilansowanym handlu zagranicznym.
NBP poinformował wczoraj, że nadwyżka na całym rachunku bieżącym wyniosła w czerwcu 459 mln euro. Rynek spodziewał się, że będzie to 160–170 mln euro. Taki wynik to skutek przede wszystkim gwałtownego zmniejszenia deficytu handlowego. W czerwcu ubiegłego roku wynosił on prawie 1,7 mld euro. W czerwcu tego roku było to już tylko 26 mln euro. Wartość eksportu i importu jest dużo niższa niż przed rokiem – ale to import traci bardziej. W czerwcu spadł o 31,5 proc. Spadek eksportu wyniósł 20,8 proc.
Ekonomiści tłumaczą taką dysproporcję słabym złotym. Średni kurs złotego wobec euro w czerwcu wynosił 4,51 zł. Rok wcześniej było to 3,37 zł. Przez to towary z importu są znacznie droższe. A polski eksport – konkurencyjny cenowo.
Jednak w lipcu i w sierpniu złoty się umocnił. Średnia lipcowa to 4,30 zł za euro, a wczorajszy kurs euro w NBP to 4,20 zł. To oznacza, że sytuacja w handlu zagranicznym może się odwrócić. Zresztą ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy, spodziewają się stopniowego zwiększenia deficytu handlowego w drugiej części roku, bo import może stać się bardziej konkurencyjny.
– Złoty się umocnił, ale na razie nie ma obaw, że to zaszkodzi eksportowi. Bo nasza waluta nadal jest dużo słabsza niż przed rokiem, polskie firmy utrzymują więc swoją zwiększoną konkurencyjność – mówi Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK.
Dodaje, że zmiany kursu szybciej powinny się za to przekładać na import.
– Kurs ma większe znaczenie dla importerów, zwłaszcza towarów konsumpcyjnych, bo konsumenci są bardzo wyczuleni na zmiany cen – mówi.
Według Grzegorza Maliszewskiego z banku Millennium prawdopodobne jest, że dynamika spadku importu będzie stopniowo wytracać tempo.
– W kolejnych miesiącach różnica między dynamiką eksportu i importu będzie coraz mniejsza. Na niekorzyść eksportu – mówi.
Ekonomiści zaraz dodają jednak, że czynnik kursowy nie gra tu głównej roli. Bo sprawa cen importu to jedno, a kwestia siły nabywczej w kraju – to drugie. Nasi rozmówcy różnią się w prognozach popytu wewnętrznego na II połowę roku.
– Drugie półrocze będzie lepsze dla popytu krajowego. Produkcja przemysłowa zacznie się też odbudowywać – uważa Grzegorz Maliszewski.
Według Piotra Bielskiego na silny popyt nie ma jednak co liczyć, choćby ze względu na malejącą konsumpcję prywatną.
– Będzie ona coraz bardziej zwalniać, bo ludzie mają coraz mniej pieniędzy. W inwestycjach najgłębszy dołek też jest jeszcze przed nami. Być może kurs złotego będzie dla importerów mniej dokuczliwy, ale ze względu na niską skłonność do zakupów import szybko nie odbije – mówi ekonomista BZ WBK.
Eksperci są za to zgodni w jednej sprawie: umocnienie złotego nie będzie oznaczać, że eksport przestanie się dokładać do wzrostu PKB. W I i w II kwartale tzw. kontrybucja eksportu netto we wzrost gospodarczy była duża, zbliżona do 2 pkt proc. I taka może pozostać, a to dlatego, że w ubiegłym roku nierównowaga zewnętrzna Polski była wyjątkowo duża.
– Nawet jeśli w III i w IV kwartale będziemy mieli niewielki deficyt handlowy, to i tak będzie on znacznie mniejszy niż rok wcześniej. Dlatego dodatni wpływ eksportu do PKB może być nawet większy niż w I połowie roku – ocenia Piotr Bielski.