Motocykliści protestują przeciwko pobieraniu od nich opłat za przejazd autostradą A4 pomiędzy Katowicami a Krakowem; nie chcą płacić za to tyle, co kierowcy samochodów osobowych. W piątek kierowcy jednośladów przekazali petycję w tej sprawie zarządcy drogi, późnym popołudniem w kilkaset maszyn wyjechali na autostradę.

Za przejazd A4 z Krakowa do Katowic motocykliści płacą tyle samo, co kierowcy samochodów osobowych - 6,50 zł na każdej bramce poboru opłat, czyli w sumie 13 zł. Zarządzająca drogą firma Stalexport Autostrada Małopolska (SAM) odpowiada, że w przepisach motocykle i samochody osobowe są zakwalifikowane do tej samej kategorii pojazdów, dlatego opłaty są takie same.

W piątek przedstawiciele protestujących w siedzibie SAM w Mysłowicach złożyli petycję w sprawie zniesienia opłat za przejazd motocykli. Jak mówili, w ciągu 1,5 godziny zebrali ponad 600 podpisów.

"Cena, którą pobieracie Państwo za przejazd motocyklem jest rażąco wysoka w porównaniu do opłat pobieranych za przejazd innych pojazdów. Nie rozumiemy, dlaczego jest ona tak duża, zważywszy że motocykle praktycznie nie powodują zużywania się nawierzchni jezdni ani nie są obciążeniem dla płynności poruszania się po autostradzie" - napisano w petycji.

Jeden z protestujących Łukasz Wilk podkreślił, że w prawie żadnym kraju europejskim za przejazd autostradami nie pobiera się takich samych opłat od motocyklistów, co od kierowców samochodów.

"Przekonywaliśmy przedstawicieli spółki, by rozważyła, czy nie opłaca się jej zwolnić motocyklistów z opłat" - powiedział PAP inicjator protestu Szczęsny Filipiak. Dodał, że dla motocyklistów dobrą wiadomością byłoby także obniżenie opłat.

"Wysokość pobieranych opłat wynika z przepisów. Według rozporządzenia ministra infrastruktury z 2004 r. motocykle i samochody osobowe znajdują się w tej samej, pierwszej kategorii. Gdyby było inaczej, opłaty za przejazd samochodami i motocyklami byłyby inne" - powiedziała PAP rzeczniczka SAM Alicja Rajtar.

W piątek ok. godz. 18 kilkuset motocyklistów zablokowało bramki przy wjeździe na autostradę w Balicach od strony Krakowa i w Brzęczkowicach od strony Katowic. W Krakowie ponad setka motocyklistów na chwilę całkowicie zablokowała wjazd na autostradę.

"Policjanci z komisariatu autostradowego udrożnili jednak dwa pasy dla samochodów osobowych i ciężarowych. Ponadto już w Krakowie informują podróżnych o objazdach" - powiedziała PAP Katarzyna Padło z małopolskiej policji. Przy pozostałych pięciu bramkach motocykliści płacili za przejazd drobnym bilonem, przedłużając wjazd na autostradę i powodując olbrzymie korki.

W tym samym czasie około 100 motocyklistów pojawiło się w punkcie poboru opłat w Brzęczkowicach. Bardzo powoli podjeżdżali pod bramki, zdejmowali kaski, wyjmowali pieniądze i płacili za przejazd. Za nimi tworzyły się wielkie, kilkukilometrowe korki. Wielu kierowców nie wytrzymywało nerwowo, słychać było klaksony.

"Kierowcy się denerwują, dzwonią do nas i chcą, żeby coś z tym zrobić, ale w tej sytuacji nic zrobić nie możemy poza czuwaniem nad bezpieczeństwem" - powiedział PAP jeden ze śląskich policjantów.

"Akcja miała trwać pół godziny, ale jak widać jest znacznie dłuższa" - powiedziała PAP Alicja Rajtar ze Stalexportu Autostrady Małopolskiej. "Bardziej przypomina to zlot motocyklistów na placu poboru opłat niż cokolwiek innego" - dodała.

Obie grupy motocyklistów, ci jadący od strony Krakowa, jak i ci, którzy wjechali na autostradę od strony Katowic, spotkali się w Chrzanowie. "Jesteśmy zadowoleni, że obie grupy zebrały się i zorganizowały, a protest przebiegał kulturalnie i bez incydentów. Nie wszystko udało się tak, jak planowaliśmy, ponieważ zapewnialiśmy zarządzającego, że zostawimy prawy pas wolny, gdy tymczasem policja początkowo kierowała nas właśnie na ten pas. Zrobiło się zamieszanie, przepraszamy kierowców, że wjechaliśmy pomiędzy nich. Nie tak miało być" - powiedział PAP po zjeździe do Chrzanowa Szczęsny Filipiak.

"Autostradą A4 na dobę przejeżdża około 35 tys. samochodów. Taka akcja, szczególnie w piątek, kiedy ruch jest nasilony, może spowodować poważne korki i tak naprawdę nie będzie wymierzona przeciwko zarządzającym, ale przeciwko kierowcom wszystkich pojazdów" - mówiła Rajtar. Jak dodała, pracownicy zostali zmobilizowani, by obsługa przebiegała jak najsprawniej.