Decyzja Komisji Europejskiej o otwarciu procedury nadmiernego deficytu wobec Polski nie będzie miała realnych konsekwencji gospodarczych. Jest to wydarzenie polityczne i jako takie wymaga interwencji dyplomatycznej - uważa Ireneusz Jabłoński z Centrum im. Adama Smitha.

Zdaniem eksperta należy przypomnieć Komisji, że w przeszłości wielokrotnie dochodziło już do podobnych zdarzeń - tj. do przekroczenia 3-procentowego poziomu deficytu - i kraje, których to dotyczyło, nie zostały pociągnięte do odpowiedzialności. Dodał, że należy oczekiwać, że Polska nie będzie traktowana inaczej.

"Deficyt finansów publicznych Polski wyniósł 3,9 proc. PKB w 2008 roku, powyżej wartości referencyjnej 3 proc. Przekroczenie dopuszczalnego pułapu wynika głównie z faktu, że niedawne dobre czasy zostały tylko w pewnym stopniu wykorzystane do konsolidacji finansów publicznych i reform po stronie wydatków, zwłaszcza w dziedzinie społecznej" - podała w środę KE.

"Opinia Komisji Europejskiej jest o tyle prawdziwa, że kolejne polskie rządy, począwszy od połowy lat 90., kreują deficyt" - uważa Jabłoński.

Ekspert uważa, że środowa decyzja KE nie będzie miała praktycznych konsekwencji gospodarczych, gdyż w przypadku podjęcia podobnych kroków wobec innych państw, "poza przestrzenią medialną, nic się nie wydarzyło - te państwa nie poniosły żadnych konsekwencji" - powiedział ekspert.

Poza Polską, procedura nadmiernego deficytu ma być także otwarta wobec Malty, Rumunii, Litwy i Łotwy. W lutym KE wszczęła taką samą procedurę wobec czterech krajów: Francji, Hiszpanii, Irlandii i Grecji. Wcześniej otwarte procedury miały już Wielka Brytania i Węgry.