Polska będzie się starała o przyznanie linii kredytowej w Międzynarodowym Funduszu Walutowym wartości około 20 mld dolarów. Te informacje umocniły wczoraj po południu złotego wobec euro i dolara.
Nasz kraj będzie się starał o uzyskanie dostępu do tzw. elastycznej linii kredytowej MFW. Nie jest to pożyczka ratunkowa, jaką otrzymują kraje w poważnych kłopotach gospodarczych. Wręcz przeciwnie: aby uzyskać dostęp do linii elastycznej, trzeba mieć stabilną. I za taką uważa nasz kraj MFW, a przynajmniej jego szef Dominique Strauss-Kahn. Szef funduszu w specjalnym oświadczeniu opublikowanym wczoraj stwierdził, że fundamenty gospodarki Polski i ramy polityki są mocne, a polskie władze demonstrują starania, by utrzymać ten kurs. I dlatego, jak oświadczył Strauss-Kahn, prośba Polski o dostęp do linii kredytowej zostanie rozpatrzona jak najszybciej.
Jeśli uzyskamy dostęp do instrumentu FCL, będziemy drugim krajem po Meksyku, który z niego skorzysta. Formalnie zwiększą się rezerwy walutowe NBP - i to od razu o 20 mld dol.
- Dostęp NBP do tych dodatkowych rezerw uodporni polską gospodarkę na wirus kryzysu i ataki spekulacyjne - mówił wczoraj minister finansów Jacek Rostowski.
Rynek te informacje przyjął wręcz euforycznie. Złoty zyskał w ciągu godziny 10 gr względem euro i około 8 gr wobec dolara.
- Możliwe, że jeszcze w środę zobaczymy dyskontowanie tej wiadomości na rynku. Inwestorzy wyceniają te informacje tak, jakby Polska już uzyskała dostęp do linii kredytowej - mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista z ING BSK.
- Gospodarczo to nic nie zmienia. To jest instrument pomyślany jako narzędzie prewencyjne, a nie odpowiedź na bezpośrednie zagrożenie. Stąd ta pozytywna reakcja rynku, jaką widać na złotym. Dodatkowa wartość jest taka, że FCL jest instrumentem w miarę świeżym, a więc znaleźliśmy się w awangardzie. Zupełnie inaczej wyglądałby ten efekt, gdybyśmy sięgali po niego jako ostatni w regionie - dodaje ekonomista ING BSK.