Według wicepremiera, ministra gospodarki Waldemara Pawlaka w przypadku opcji walutowych istotne byłoby ujawnienie instytucji międzynarodowych, które zlecały te instrumenty i odniosły z nich korzyści.

Podczas sobotniego wykładu w płockiej Szkole Wyższej im. Pawła Włodkowica Pawlak podkreślił, że "czyste opcje walutowe są bardzo dobrym rozwiązaniem zabezpieczającym, jednak w przypadku instrumentów o charakterze spekulacyjnym banki często nadużywały zaufania klientów".

"Dobrze byłoby pokazać kto rzeczywiście był tą drugą stroną i beneficjentem całego przedsięwzięcia. Bo jeśli prawo nie może działać wstecz, to niech przynajmniej działa w czasie teraźniejszym i niech pokaże kto rzeczywiście był tą korporacją i strukturą, które zamiast nam pomóc, to nas po prostu, zwyczajnie okradły" - powiedział wicepremier.

W jego ocenie straty przedsiębiorstw z tytułu opcji walutowych mogą przekroczyć poziom 11 mld zł, choć jak przyznał, banki nie chcą ujawniać tych szacunków.

W czasie, gdy złoty umacniał się, przedsiębiorstwa sprzedające swoje usługi bądź towary za waluty obce, w obawie przed zmianami kursowymi, zawierały z bankami umowy o tzw. opcje walutowe. Banki zobowiązywały się, że odkupią od przedsiębiorców określoną kwotę euro, np. po 3,5 zł za 1 euro, nawet gdyby kurs tej waluty wynosił 3,3 zł. Za to bank dostawał opłatę, tzw. premię opcyjną.

Firmy miały się w ten sposób zabezpieczyć przed ryzykiem kursowym. Gdy złoty się osłabił, banki skorzystały z możliwości kupna waluty w ramach opcji, co w wielu przypadkach postawiło firmy w trudnej sytuacji. Nie zawsze jednak umowy z bankami służyły tylko do zabezpieczenia kursowego np. dla firm zajmujących się eksportem. Z opcji korzystały również firmy, które nie zajmowały się tego rodzaju sprzedażą, a umowy okazały się dla nich także niekorzystne.