Bruksela zaproponowała cięcia w polityce spójności, ale kraje członkowskie mogą zdecydować inaczej – mówi DGP francuski ekonomista Grégory Claeys
Cięcia w polityce spójności dla krajów Europy Środkowej to rodzaj kary za złe zachowanie?
Nie nazwałbym tego karą. To prawda, że niektóre kraje, zwłaszcza Polska i Węgry, w ostatnim czasie mają problemy z Komisją. Ale nie dotyczy to Słowacji czy Czech, które również otrzymają mniej środków na spójność. Fundusz spójnościowy ma już dzisiaj mniejszą rolę do odegrania w tym regionie niż wcześniej. Od czasu, gdy kraje Europy Środkowej wstąpiły do Unii, doświadczają nieprawdopodobnego boomu gospodarczego. Celem polityki spójności jest wyrównywanie poziomu cywilizacyjnego między wszystkimi regionami UE. Ta konwergencja dla krajów Europy Środkowej jeszcze się nie zakończyła, ale dzisiaj już mniej pieniędzy jest potrzebnych na tym froncie niż w 2004 r. Redukcji środków nie należy postrzegać jako kary, ale jako dowód uznania dla ogromnego postępu, jaki poczyniły przez 14 lat.
Środki zostaną przesunięte do krajów takich, jak Grecja, Hiszpania czy Włochy. Ale np. we Włoszech poziom PKB na mieszkańca jest ponad dwukrotnie wyższy niż w Polsce.
Przede wszystkim nie mamy do czynienia z przesunięciem. Polityka spójności w budżecie unijnym po 2020 r. zostanie zredukowana o 7 proc. w ujęciu realnym. W mojej ocenie te cięcia są w pewnym sensie naturalne, ponieważ zachodnie i wschodnie kraje zbliżyły się do siebie pod względem ekonomicznym i nie mamy już do czynienia z tak dużymi różnicami jak w 2004 r. W budżecie muszą też się znaleźć środki na nowe priorytety. UE chce przeznaczyć więcej pieniędzy na ochronę granic, obronność, badania naukowe, innowacyjność czy cyfryzację. Niektóre z tych zadań są niewykonalne na poziomie narodowym. By znaleźć na nie środki, KE zaproponowała redukcję wydatków w bardziej tradycyjnych programach: polityce spójności i wspólnej polityce rolnej. Jeśli chcemy sprostać nowym wyzwaniom, cięcia w tych obszarach są konieczne. W polityce spójności nie powinniśmy porównywać pomiędzy sobą poszczególnych państw. Fundusz spójności koncentruje się na rozwoju regionów. Wspomniane Włochy, które dostaną więcej pieniędzy na spójność, to jeden z krajów najbardziej nierównych pod względem gospodarczym. Północna część jest rozwinięta w stopniu porównywalnym z najbardziej bogatymi regionami w UE. PKB na mieszkańca w Lombardii i Bawarii jest porównywalny. Ale na południu Włoch poziom rozwoju jest zbliżony do niektórych regionów wschodniej Europy. Mimo zaproponowanych cięć mniej rozwinięte regiony w Europie Środkowej nadal będą miały zapewnione fundusze na spójność.
Nie tylko Polska jest niezadowolona z cięć w polityce spójności. Czy koalicja niezadowolonych może coś zmienić w czasie negocjacji?
Na projekt zaprezentowany przez Komisję Europejską należy patrzeć jak na wstępną propozycję. O ostatecznym kształcie budżetu zdecydują wszystkie kraje i ta decyzja będzie musiała być podjęta jednomyślnie. KE próbowała zaproponować coś, co będzie możliwe do zaakceptowania przez wszystkich. Pamiętajmy, że z powodu brexitu państwa będą musiały więcej płacić do unijnego budżetu, a niektóre z nich bardzo tego nie chcą. Cięcia były konieczne, ale ostatecznie nie są bardzo dotkliwe dla żadnego z krajów. Uważam, że to zrównoważona propozycja, która usiłuje pogodzić interesy państw i daje miejsce dla nowych wyzwań. Ale oczywiście w toku negocjacji kraje mogą zdecydować, że są inne priorytety. Gdy spojrzymy na to, jak wyglądały poprzednie negocjacje, dojdziemy do wniosku, że w ich toku wszystko się może zdarzyć. Ostateczna wersja wieloletnich ram finansowych na lata 2014–2020 różni się od tego, co zaproponowała KE w 2011 r. Państwa członkowskie i obywatele nie powinni się denerwować, patrząc na ten projekt.
Polska może wynegocjować więcej pieniędzy?
To bardzo trudne pytanie. Wszystko zależy od strategii, jaką ma Polska, i tego, co ma do zaoferowania. Ale nic nie jest jeszcze postanowione.