Autorzy wprowadzili wiele zmian wychodzących naprzeciw postulatom pracowników i pracodawców.
Konsultacje jednego z priorytetowych projektów obecnej ekipy – pracowniczych planów kapitałowych (PPK) – są na finiszu. Autorzy inicjatywy po analizie ponad tysiąca uwag przygotowali nowy projekt ustawy. O zmianie kursu nie ma mowy, ale nowe brzmienie przepisów ma skłonić pracowników, pracodawców oraz związkowców do ciepłego przyjęcia pomysłu.
Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju i pomysłodawca nowej formy oszczędzania, w niedawnej rozmowie z DGP poinformował, że obecnie wszystko wskazuje, że PPK nie ruszą od 1 stycznia 2019 r. Najbardziej prawdopodobny termin to połowa przyszłego roku, ale start może się przesunąć nawet na początek 2020 r. Wszystko po to, aby dobrze przygotować plany kapitałowe.
Gwarancja prywatności
Autorzy projektu od początku podkreślali, że pieniądze, które będą gromadzone w pracowniczych planach kapitałowych, będą stanowiły własność prywatną. Wielokrotnie deklarował to również premier Mateusz Morawiecki. Teraz wpisano to wprost do ustawy. Takie umocowanie w prawie ma rozwiać wątpliwości wszystkich tych, którzy stracili zaufanie do zinstytucjonalizowanych form oszczędzania po rozmontowaniu otwartych funduszy emerytalnych i przejęciu przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych dużej części zgromadzonych w nich aktywów.
W nowym dokumencie już nie tylko fundusze inwestycyjne są wymieniane jako te instytucje, które będą tworzyły plany kapitałowe. Wymieniane są także powszechne towarzystwa emerytalne, które mają już know-how z zarządzania OFE oraz firmy ubezpieczeniowe. Ściśle uregulowane będą jednak zasady sprzedaży i kosztów.
Nowością jest także bardzo konkretne określenie, w co i jak mają być inwestowane pieniądze z pracowniczych planów kapitałowych. Mają to być fundusze zdefiniowanej daty, co oznacza, że ich strategia ma być uzależniona od wieku uczestników. Zdefiniowana data to rok, w którym 60 lat kończą osoby ze środka przedziału roczników, dla których fundusz utworzono. W punkcie startowym oszczędzania część udziałowa (czyli np. akcje, udziały, instrumenty pochodne, jednostki uczestnictwa funduszy inwestycyjnych) ma stanowić minimum 60 proc. aktywów, ale nie więcej niż 80 proc., część dłużna zaś (czyli głównie obligacje, ale też depozyty bankowe, instrumenty rynku pieniężnego, jednostki uczestnictwa funduszy dłużnych czy instrumenty pochodne oparte na obligacjach albo stopach procentowych) nie może być mniejsza niż 20 proc. i większa niż 40 proc. Na 20 lat przed rokiem zdefiniowanej daty proporcje będą się zmieniać w odstępach 10, 5 i kolejne 5 lat – część akcyjna będzie w aktywach znaczyć coraz mniej na korzyść bezpieczniejszej części dłużnej. W finale proporcje będą już odwrotne niż na starcie: część udziałowa nie może być większa niż 15 proc., dłużna zaś nie może być mniejsza niż 85 proc. Ma to zabezpieczać zgromadzony wcześniej kapitał.
Inna zmiana dotyczy wypłaty świadczenia małżeńskiego. Zgodnie z nowym projektem małżonkowie mogą wnioskować o wspólne świadczenie, jeśli oboje ukończyli 60 lat i mieli PPK w tej samej instytucji finansowej. Pierwotnie świadczenie miało być wypłacane w 120 miesięcznych ratach. Teraz dodano słowo „co najmniej”, co oznacza, że okres wypłaty może być dłuższy niż 10 lat.
Wyjście naprzeciw
Nowa wersja projektu ustawy o PPK uwzględnia także zastrzeżenia i uwagi związków zawodowych. Wprowadzone zmiany zwiększają wpływ pracowników i ich reprezentacji na wybór instytucji prowadzącej PPK w danej firmie. Po korekcie nowa propozycja art. 7 projektu mówi bowiem, że taki wybór ma się odbywać w porozumieniu z zakładową organizacją związkową. Wcześniej była mowa jedynie o zasięganiu opinii związkowców przez pracodawcę w tej kwestii i nie był on nią związany. To zmiana, która wydaje się zdroworozsądkowa, skoro PPK mają docelowo służyć interesom pracowników, a nie pracodawcy.
Kolejny ruch, który wychodzi naprzeciw postulatom związkowców i części ekspertów, to niższa składka dla osób o najniższych dochodach. Minimalna składka pracownika na PPK to 2 proc. wynagrodzenia, ale w przypadku osób, których wynagrodzenie ze wszystkich źródeł nie przekracza 2100 zł, może ona być zmniejszona do 0,5 proc. Związkowcy i eksperci argumentowali, że dla osób o najniższych wynagrodzeniach oszczędzanie w PPK może być trudne, stąd pojawiały się pomysły nawet wykluczenia ich z systemu lub zwolnienia ze składki bądź przerzucenia jej na budżet czy pracodawcę. Ostatecznie wybrany został rodzaj kompromisu między tymi pomysłami a pierwotną wersją projektu.
O wzięciu pod uwagę propozycji związkowców świadczy także wydłużenie okresu tzw. odnawialnego zapisu – z poprzednio proponowanych dwóch lat do czterech. Chodzi o to, że każdy będzie zapisywany do PPK jakby z automatu, ale będzie mógł natychmiast zadeklarować, że nie chce w ten sposób odkładać pieniędzy. Jednak po takiej rezygnacji znów za cztery lata każdy zostanie zapisany do systemu. Będzie mógł się ponownie wycofać, chyba że zmieni zdanie. Doprecyzowano także te przepisy tak, by upewnić pracowników, że nawet jedna składka tych, którzy nie chcą być w PPK, nie zostanie pobrana.
Zmieniona ustawa zmniejsza gros obciążeń administracyjnych związanych z planami kapitałowymi nałożonych pierwotnie na pracodawców. Teraz spoczną one na instytucjach finansowych, które będą PPK tworzyły.
Przedsiębiorcy nie muszą się już martwić groźbą kar więzienia za zniechęcanie pracowników do nowej formy oszczędzania. Jeśli jednak będą to robili, grozi im grzywna do 1,5 proc. wartości funduszu wynagrodzeń w danej firmie.
Rząd projektem zajmie się dopiero w lipcu. W połowie przyszłego miesiąca ma on być jeszcze przedmiotem obrad Rady Dialogu Społecznego. Wszystko wskazuje na to, że parlamentarzyści zajmą się nim dopiero jesienią.