Kilka tygodni temu założyciel indyjskiej firmy Satyam Computer Services poinformował opinię publiczną, że raporty spółki były podrasowywane, zawyżając między innymi bilans gotówkowy o miliard dolarów. Przy tej okazji aresztowano między innymi dwie osoby z firmy audytorskiej PricewaterhouseCoopers. Po pęknięciu bańki internetowej i upadku firmy Enron (2002), a wraz z nią firmy audytorskiej Arthur Andersen przez USA przetoczyła się dyskusja na temat roli i sensowności działań spółek tego rodzaju.
Ciekawe, czy zostanie zwrócona uwaga na rolę audytora przy ocenie półrocznych oraz rocznych raportów spółek publicznych w związku z naszym rodzimym skandalem opcyjnym. Z raportu KNF wynika, że 99 spółek giełdowych zawarło transakcje w instrumentach pochodnych, które mogą prowadzić do strat. Z dotychczas ujawnionych danych o kilku przypadkach wiadomo, że transakcje, które miały być zabezpieczeniem, okazywały się czystą spekulacją.
Czy w jakimkolwiek raporcie półrocznym znalazły się zastrzeżenia biegłego rewidenta co do jakości tego zabezpieczenia? Wystawianie opcji (co robiły nasze firmy) wiąże się z koniecznością wniesienia depozytu. W niekorzystnych warunkach należy mieć gotówkę na utrzymywanie tego depozytu (stałe dopłaty). Czy w jakimikolwiek raporcie półrocznym zwrócono na to uwagę? A może zwrócono uwagę na fakt, że równoczesne kupno i wystawienie opcji prowadzi co prawda do zmniejszenia kosztów, ale jeśli nominał wystawionych opcji jest wyższy niż kupionych to mamy do czynienia z niezabezpieczonym ryzykiem z tytułu gołej opcji.
Przy okazji też można spróbować zadać pytanie, jaka jest rola rady nadzorczej w spółkach. Może warto zastanowić się nad zmianą nazwy, wiedząc, że w wielu przypadkach RN służy tylko do pobierania wynagrodzeń przez jej członków.
Również analitycy badający (podobno wnikliwie) raporty i bilanse spółek nie okazali się zbyt wnikliwi w ocenie spółek. To wszystko są bardzo ważne pytania, o których warto pamiętać, próbując rozstrzygnąć kwestię: kto zawinił w aferze opcyjnej.