"Braliśmy pod uwagę kryterium, na co Polskę i Polaków stać. 20 proc. to jest bardzo dużo, biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej wszyscy jesteśmy. Czy to jest mało? Tak, to jest bardzo mało, biorąc pod uwagę poczucie sprawiedliwości i oczekiwania tych, którzy na reprywatyzację czekali" - powiedział szef polskiego rządu na wtorkowej konferencji prasowej
Przygotowany przez rząd projekt ustawy o zadośćuczynieniu z tytułu nacjonalizacji nieruchomości w latach 1944 - 1962 dotyczy osób, które w momencie utraty mienia były obywatelami polskimi lub ich prawnych spadkobierców. Będą one mogły liczyć na 20 proc. wartości odebranego mienia.
Na ten cel przeznaczone zostanie 20 mld zł m.in. z Funduszu Reprywatyzacyjnego. Pieniądze mają również pochodzić ze sprzedaży akcji przedsiębiorstw i nieruchomości należących do Skarbu Państwa.
"Mogę z dumą podkreślić, że nie uciekaliśmy od tego najtrudniejszego dylematu"
"Reprywatyzacja oznacza, że część środków, które można by przeznaczyć na inne cele, chcemy wygenerować na zadośćuczynienie, a nie zwrot pełnej wartości utraconego mienia" - zaznaczył na konferencji prasowej szef rządu.
"Mogę z dumą podkreślić, że nie uciekaliśmy od tego najtrudniejszego dylematu. Nasi poprzednicy zapowiadali, że coś zrobią (w sprawie reprywatyzacji - PAP); nic nie zrobili" - mówił.
Zdaniem szefa rządu, środowiska międzynarodowe będą krytycznie odnosić się do projektu.
"Wyliczyliśmy, że mniej więcej to (20 proc. wartości utraconego po wojnie mienia - PAP) jesteśmy w stanie dać. Elementarna sprawiedliwość i przyzwoitość każe tym, którym ukradziono własność, przynajmniej częściowo ją zwrócić. Dlatego ja uważam, że to jest w sam raz" - dodał premier.
Zdaniem wiceminister finansów Katarzyny Zajdel-Kurowskiej, koszty związane z reprywatyzacją będą wpływały na zwiększenie emisji długu publicznego.
Obecnie projekt o zadośćuczynieniu za mienie utracone po wojnie znajduje się w konsultacjach międzyresortowych
"Koszty związane z reprywatyzacją będą wpływały na zwiększenie emisji długu publicznego, jeżeli nie wystarczy majątku, który posiada Skarb Państwa, na pokrycie wszystkich zobowiązań. Jest to pewien rodzaj kompromisu. Krzywdy poniesione w przeszłości powinny być zrekompensowane, ale musimy pamiętać o przyszłych pokoleniach, których nie możemy obciążać zbyt dużymi zobowiązaniami" - mówiła we wtorek na konferencji prasowej wiceminister finansów.
Oceniła, że obecnie poziom długu publicznego jest bezpieczny, stanowi 45 proc. PKB.
Obecnie projekt o zadośćuczynieniu za mienie utracone po wojnie znajduje się w konsultacjach międzyresortowych. Projekt ma dotyczyć lat 1944-1962. Zadośćuczynienie obejmie obywateli polskich, których mienie zostało znacjonalizowane, oraz spadkobierców na prawie polskim.
"Poszkodowanym nie zamykamy drogi sądowej. Będą mogli oni wybrać, czy dochodzą swoich roszczeń w drodze ustawy, czy w postępowaniu sądowym"
Nabór wniosków od poszkodowanych ma się rozpocząć po 12 miesiącach od wejścia w życie ustawy. Ocena tych wniosków ma potrwać rok.
"Po roku powstanie zbiór roszczeń. Wówczas powinniśmy już wiedzieć, o ilu osobach mówimy i o jakich kwotach. Dopiero na podstawie takich informacji podzielimy pieniądze" - powiedział PAP rzecznik MSP Maciej Wewiór.
"Poszkodowanym nie zamykamy drogi sądowej. Będą mogli oni wybrać, czy dochodzą swoich roszczeń w drodze ustawy, czy w postępowaniu sądowym" - dodał Wewiór.