MU to ogromna marka, rozpoznawalna przez niemal wszystkich – problem w tym, że nie widzę, w jaki sposób klub może tworzyć wartość dla akcjonariuszy w dłuższej perspektywie. Model biznesowy klubów piłkarskich rzadko kiedy opiera się na generowaniu zysków, a jeśli już zarabia pieniądze, fani zazwyczaj domagają się przeznaczenia ich na zakup nowych piłkarskich gwiazd.
To nie pierwsza oferta publiczna Manchesteru. Klub znajdował się na giełdzie w latach 1992-2005, po czym w drodze wykupu lewarowanego nowym właścicielem stała się rodzina Glazer. Za MU zapłaciła 1,2 mld dolarów, z czego 790 mln zostało sfinansowane długiem. To zwiększyło poziom zadłużenia klubu i znacząco odbiło się na wynikach finansowych. Obecnie właściciele zamierzają pozyskać 1 mld dolarów i spłacić obligacje. Mimo że oficjalnych dokumentów jeszcze nie ma, i w dalszym ciągu nie wiadomo, na której giełdzie pojawi się klub, mówi się, że właściciele rozważają upublicznienie 30 proc. akcji. Jak zatem to wygląda z punktu widzenia wartości?
Oczywiste jest, że sprzedając mniej niż 50 proc. akcji, obecni właściciele utrzymają kontrolę nad klubem. Przy założeniu, że oferta obejmie 30 proc. walorów, wartość całego Manchesteru wyniesie ok. 3,3 mld dolarów. To o 1,1 mld dolarów więcej, niż rodzina Glazer zapłaciła w 2005 roku i przekłada się na wartość rynkową rzędu 19,2 razy ostatnio opublikowana EBITDA. To dość wysoko! A z uwagi na to, że wynagrodzenia/umowy zawodników podlegają amortyzacji i stanowią istotną część kosztów, cena rynkowa do zysku może wynieść ok. 50 – drogo, biorąc pod uwagę relatywnie niskie tempo wzrostu zysków (tabela poniżej).
Co ze wzrostem przychodów i do kogo skierowana będzie oferta?
Wątpię, aby duzi inwestorzy instytucjonalni rzucili się na akcje klubu piłkarskiego, nawet jeśli jest to Manchester United. Piłkarski model biznesowy opiera się wyłącznie na wynikach na boisku. Jeden kiepski sezon (np. niezakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów) może mieć ogromny wpływ na wyniki finansowe. Tak było w przypadku klubu FC Copenhagen (Parken Sport & Entertainment), który opublikował ostrzeżenie dotyczące wyników po tym, jak nie zakwalifikował się do rozgrywek europejskich.
W 2011 roku wzrost przychodów Manchesteru United wyniósł ok. 5 proc. r/r. Zasadniczo większe pozycje stanowiły przychody ze sprzedaży produktów i wpływy z mediów niż zarobki stadionowe.
Jeżeli sprawdzi się moja teoria i inwestorzy instytucjonalni nie przekonają się do tego rodzaju modelu biznesowego, baza inwestorska opierać się będzie na inwestorach indywidualnych. Tutaj najbardziej można liczyć na wiernych kibiców, chcących móc powiedzieć, że są „właścicielami” ich ulubionego klubu piłkarskiego. Według mnie, jest to raczej tylko kolejny sposób na przekazanie klubowi darowizny.
Podsumowując, trudno prognozować, jak zachowa się wycena Manchesteru po upublicznieniu, szczególnie biorąc pod uwagę obecną sytuację na rynkach akcji. Na pewno nie będzie to tania inwestycja, a wzrost przychodów wydaje się mocno ograniczony. Tak więc, raczej nie jest to dobra inwestycja. Mimo to obecni właściciele z pewnością liczą na lojalność kibiców także na parkiecie.