To, czy w sytuacji zagrożenia któryś z banków upadnie, zależy od rządu i organów nadzorczych. Chciałbym podkreślić, że przecież na wolnym rynku bankructwo nie jest niczym nadzwyczajnym.
To, czy w sytuacji zagrożenia któryś z banków upadnie, zależy od rządu i organów nadzorczych. Chciałbym podkreślić, że przecież na wolnym rynku bankructwo nie jest niczym nadzwyczajnym.
Rozmawiamy z Józefem Wancerem, doradcą zarządu firmy doradczej Deloitte
Rekord franka szwajcarskiego po raz kolejny pobity. Z analiz BRE Banku wynika, że z samych rat kredytów we franku do banków w skali roku wpływa więcej o 2,8 mld zł. Na ile sytuacja jest niebezpieczna?
Niepokojące byłoby, gdyby taki wysoki kurs utrzymywał się przez dłuższy czas. Sytuacja stałaby się bardzo niebezpieczna, gdybyśmy za franka płacili 4,5 zł i to trwałoby dłużej niż rok. Byłby to poważny problem nie tylko dla klientów, banków, całego rynku, z którego uciekaliby inwestorzy, lecz także dla rządu. Byłby to też problem Szwajcarii, już teraz rząd tego kraju jest zaniepokojony słabnącym eksportem. Jednak obecnie nie ma powodów do niepokoju. Tylko niewielki procent kredytów hipotecznych denominowanych we frankach nie jest spłacanych na czas.
Czy banki będą żądać dodatkowych zabezpieczeń od kredytobiorców?
Narazie tego nie robią. Ale pewnie, niektóre z nich już się do tego przygotowują. Przy utrzymującym się wysokim kursie franka klienci mogą być poproszeni o dodatkowe zabezpieczenia.
Z odsieczą Polakom zadłużonym we frankach ruszyli politycy. Czy któryś z czterech już przedstawionych pomysłów dotyczących spreadów panu się podoba?
Żaden mi się nie podoba. Tą kwestią powinny się zająć nie politycy, ale Komisja Nadzoru Finansowego i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Myślę, że rozwiązaniem byłoby informowanie klienta o wszystkich kosztach kredytu. Pomysł wyliczania wysokości raty po średnim kursie NBP uważam za sprzeczny z zasadami wolnego rynku. To byłoby pewne zamrażanie kursu, do którego ktoś by musiał dopłacić.
W najnowszych stress testach, czyli w badaniu wytrzymałości europejskich banków, dobrze wypadł nasz PKO BP. Czy możemy powiedzieć, że polski sektor bankowy jest w dobrej kondycji?
Polski sektor bankowy jest stabilny, banki zdały egzamin w stress testach. Niektórzy ekonomiści uważają jednak, że założenia tych testów nie są wystarczające. Że na przykład brana jest pod uwagę tylko częściowa niewypłacalność Grecji, a nikt nie myśli o całkowitym bankructwie jakiegoś kraju.
Właścicielami obecnych na naszym rynku banków są zagraniczne instytucje finansowe, banki portugalskie, włoskie, greckie. Co się stanie, gdy w kłopoty wpadnie któryś z nich?
To, czy w sytuacji zagrożenia któryś z banków upadnie, zależy od rządu i organów nadzorczych. Chciałbym podkreślić, że przecież na wolnym rynku bankructwo nie jest niczym nadzwyczajnym. Inne instytucje przejmują wówczas aktywa bankruta. Unia Europejska może też z pomocą pakietów naprawczych ratować zagrożone banki. Możliwości jest wiele. Obecnie nie ma powodów do paniki. Wiele unijnych banków może pochwalić się płynnością, o której trzy lata temu tylko marzyło.
W 2008 roku zaraz przed wybuchem kryzysu agencje ratingowe dobrze oceniały instytucje, które zaraz potem znalazły się nad przepaścią.
Krytyka agencji przez liderów wielu państw jest przesadzona, jestem taką postawą rozczarowany. Agencje działają od kilkudziesięciu lat. Ratingi są adresowane do inwestorów, a nie polityków. Po wydarzeniach z 2008 roku agencje poprawiły kryteria oceny. Uważam, że nie powinny powstawać nowe agencje zależne od unijnych instytucji. Proszę zauważyć, że choć rządy krajów europejskich mają obligacje greckie, to Angela Merkel i Jose Manuel Barroso krytykują instytucje finansowe za posiadanie takich samych instrumentów. Mówią, że to było kupowanie na ślepo i w pogoni za zyskiem. Czy to samo można powiedzieć o rządach niektórych europejskich państw?
Kredyt Bank i Warta, których właścicielem jest belgijski KBC, mają być sprzedane. Czy 2,5 mld euro to byłaby dobra cena za te spółki?
To wykażą dobrze przeprowadzone analizy. Kapitalizacja Kredyt Banku to prawie 5 mld zł. Do sprzedaży jest 80 proc. udziałów. Zainteresowane mogą być instytucje już obecne w Polsce, takie jak np. francuski BNP Paribas czy HSBC. Na rynku słychać też o zainteresowaniu ze strony rosyjskiego lub chińskiego gracza, których nie ma w naszym kraju.
Czy nasz rynek bankowy czekają dalsze konsolidacje?
Będzie mniej dużych banków. Stawiam też na rozwój banków spółdzielczych i regionalnych, które często mają najlepszą ofertę dla małych i średnich przedsiębiorstw. Mniejsze banki są łatwiejsze w zarządzaniu. Na świecie odchodzi się od budowy globalnych konglomeratów bankowych. Kichnięcie takiego kolosa oznacza wstrząsy w wielu krajach.
Agencje ratingowe są krytykowane bezpodstawnie, polskie banki są w dobrej kondycji, a pomysły na likwidację spreadów są złe – mówi Józef Wancer, doradca zarządu firmy doradczej Deloitte
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama