"Różnice są większe niż oczekiwałam. Musimy robić więcej na poziomie technicznym, żeby wytłumaczyć państwom członkowskim, jakie są powody naszej propozycji" - mówiła na konferencji prasowej w Brukseli unijna komisarz ds. polityki regionalnej Corina Cretu.
Ocena ta padła po spotkaniu unijnych ministrów odpowiadających za politykę spójności, którzy w piątek przeprowadzili debatę orientacyjną nad pakietem pięciu rozporządzeń w tej sprawie.
"Optymizm jeśli chodzi o szybkie zakończenie negocjacji dotyczących przyszłej perspektywy finansowej w obszarze polityki spójności opadł" - powiedział polskim dziennikarzom minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński.
Austriacka prezydencja tak zaplanowała prace, żeby zająć się najpierw bardziej szczegółowymi sprawami, które w założeniu miały być łatwiejsze do ustalenia. Taka metoda oznacza, że porozumienie co do kształtu najważniejszej dla Polski unijnej polityki miałoby zapaść nie w tym półroczu, ale w roku 2019 lub jeszcze później.
Początkowo Warszawa opowiadała się za tym, żeby porozumienie w tej sprawie wypracować jak najszybciej. Powód jest prosty - jeśli go nie będzie, to nie do uniknięcia będą opóźnienia w realizacji inwestycji. Z danych Komisji Europejskiej wynika, że jeśli nowa polityka nie wystartuje od 1 stycznia 2021 r., zagrożonych będzie nawet 100 tys. projektów w całej UE.
Przedstawiony przez Komisję Europejską projekt jest jednak daleki od spełnienia marzeń Polski. Nie tylko z powodu Brexitu, lecz także przez nowe metody kalkulacji do Polski miałoby trafić 19,5 mld euro mniej (23 proc.), niż w obecnej siedmiolatce. Poza tym KE chce uniemożliwić finansowanie z tej polityki projektów związanych z paliwami kopalnianymi, co oznacza, że Polska nie mogłaby np. za te pieniądze budować połączeń gazowych.
Kwieciński starał się przekonywać w Brukseli swoich odpowiedników do tego, żeby zmienić to podejście. Jednak na razie - jak sam przyznaje - z niewielkim skutkiem. Dlatego Warszawa nie jest już teraz w czołówce krajów apelujących o zakończenie jak najszybciej rozmów.
"Gdyby te negocjacje miały się zakończyć za miesiąc, to szanse (na spełnienie postulatów - PAP) byłyby niewielkie, ale widać wyraźnie, że te negocjacje będą sporo trwały" - powiedział minister.
Jego zdaniem w wyniku zmian zaproponowanych przez KE nasz region został zbyt silnie dotknięty cięciami. "W przypadku Polski to jest 23 proc." - zaznaczył. W całej UE jest osiem krajów, sześć z naszego regionu plus Niemcy i Malta, których cięcia w polityce spójności wynoszą od 20 do 24 proc.
To rezultat nowej metodologii podziału środków na spójność, m.in. przywiązywania większej wagi do kwestii społecznych, szczególnie bezrobocia. Przez to fundusze są przesunięte z Europy Środkowo-Wschodniej na południe kontynentu. Kwieciński narzekał, że w podziale pieniędzy nie jest brany pod uwagę np. niski poziom innowacyjności (na czym Polska mogłaby zyskać).
Polska zaproponowała na środowym spotkaniu zmiany, np. służące większej elastyczności, by środki z Europejskiego Funduszu Społecznego (EFS) mogły być wykorzystywane na infrastrukturę społeczną. Obecny projekt zakłada, że z EFS można będzie finansować tylko "projekty miękkie", np. edukacyjne czy szkoleniowe, a nie twarde, jak np. szkoły czy szpitale.
Polska chciałaby możliwości finansowania zakupu taboru kolejowego z nowej puli funduszy, finansowania infrastruktury gazowej (np. gazociągów) z polityki spójności po 2020 roku i większej elastyczności w przesuwaniu pieniędzy, które trafią do poszczególnych krajów. Warszawa proponuje, żeby limit przesunięć pomiędzy funduszami wynosił 10 proc. puli (propozycja Komisji Europejskiej to 5 proc.).
"Bardzo mocno optujemy za tym, żeby wszelka infrastruktura dotycząca gazu, tu chodzi i o dystrybucję i o przesył, ale również o infrastrukturę wytwórczą, mogła być w przyszłej perspektywie finansowana. Teraz jest taka możliwość, a KE ją wyłącza w nowej perspektywie" - zaznaczył Kwieciński.
Austriacka prezydencja nie ukrywa, że nie uda jej się zakończyć prac. W kolejnym półroczu, jeszcze przed wyborami do PE, może spróbować to zrobić Rumunia, ale jej szanse są również niewielkie. Kwieciński mówił, że w razie przeciągnięcia się rozmów odpowiedzialność za znalezienie kompromisu może spaść na Niemców, którzy będą przewodzić UE w drugiej połowie 2020 r.