W lipcu 2016 roku wicepremier Mateusz Morawiecki zaprezentował Program Budowy Kapitału, który jest jednym z filarów Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Zakłada on przekształcenie OFE w fundusze inwestycyjne - 75 proc. aktywów ma trafić na Indywidualne Konta Zabezpieczenia Emerytalnego Polaków. Natomiast pozostałe 25 proc. - do Funduszu Rezerwy Demograficznej, zarządzanie którym ma przejąć PFR. Zgodnie z pierwotnym planem przekształcenie OFE miałoby nastąpić od stycznia 2018 roku.
Wcześniej w rozmowie z PAP szef Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys wskazał, że drugi bardzo ważny element planowanej reformy to upowszechnienie pracowniczych planów kapitałowych w celu oszczędzania na emeryturę. Pod koniec marca Borys poinformował, że gotowy jest komplet projektów ustaw dot. zmian w systemie OFE oraz pracowniczych planów kapitałowych. Wyraził nadzieję, że w kwietniu trafią one na ścieżkę legislacyjną.
"Jeżeli przyszli emeryci będą oszczędzać więcej, to będą mieli większą emeryturę, nawet jeżeli te oszczędności nie będą zbyt mądrze inwestowane. To nie są zmiany, które mogą emerytom jakoś zaszkodzić. Dodatkowo będzie jeszcze quasi obowiązkowa składka w III filarze. Dobrze, że inicjatorzy tych zmian rozumieją, że to musi być tanie - wyznaczono limit kosztów za zarządzanie na poziomie 0,6 proc. To jest na pewno pozytywny element tej propozycji. Emeryci na tej całej operacji - zmianie w OFE i III filarze - powinni zyskać, choć niewiele, bo dodatkowa składka jest niska, a całość dotychczasowej składki będzie trafiać do ZUS. To pozytywna część dorobku tego rządu" - powiedział PAP Maciej Bitner, główny ekonomista WiseEuropa.
Jego zdaniem, zmiana w OFE nie jest trudna - żeby podzielić te środki na 25 proc., które mają trafić do FRD i 75 proc. - na IKZE, nie potrzeba wiele. "Więc to, czy rząd z tym zdąży do 2018 roku - jest tylko kwestią woli politycznej. Pytanie jednak, czy ona jest, bo mogą być tutaj wątpliwości" - wskazał.
Trudniejsze - w ocenie Bitnera - jest wprowadzenie trzeciego filaru w postaci pracowniczych programów emerytalnych. "Gdyby to miało ruszyć od 2018 roku, to jeszcze wiosną musiałby zostać zaprezentowany bardzo dopracowany pomysł i z entuzjazmem przez wszystkich przyjęty, co pewnie się nie zdarzy, bo w takich sprawach zawsze dochodzi do tarć i trzeba wypracowywać kompromisy" - zaznaczył Maciej Bitner.
Zapytany, czy nasza gospodarka raczej straci, czy zyska na tych propozycjach, odparł: "Jednym z celów Planu Morawieckiego jest podniesienie stopy inwestycji do 25 proc. PKB. To na pewno naszej gospodarce by się przysłużyło. Tego się nie da zrobić, nie podnosząc stopy oszczędności. Trzeci filar emerytalny ma właśnie prowadzić do zwiększenia stopy oszczędności. Jest to więc coś, co gospodarce pomoże, o ile się uda".
Na pytanie, kto natomiast może stracić na tych zmianach, Bitner odpowiedział, że w krótkim okresie będą stratni przedsiębiorcy, gdyż "będą musieli dołożyć pracownikom do pensji". "Jednak odbiją to sobie poprzez niepodwyższanie pensji. Na dłuższą metę zapłacą więc za to pracownicy, ale zapłacą za swoje korzyści, więc trudno powiedzieć, że będą stratni" - wskazał. I zaznaczył: "Jeżeli przyjmujemy argumenty, że trzeba ludzi jakoś skłonić do tego, by oszczędzali na emeryturę, to ten przymus nie jest stratą. To jest dobry program. Jeżeli go dobrze zrealizować, to to jest dobry pomysł".
Jak ocenił, "całkowity demontaż OFE i przekazanie środków do ZUS byłoby jeszcze gorsze".
"Rząd może chcieć realizować różne cele przy okazji tego projektu - co jest dla mnie głównym źródłem obaw. Priorytetem nie będzie bowiem to, aby rozwiązania były optymalne z punktu widzenia przyszłych emerytów, ale by realizowały do pewnego stopnia cele polityczne. Tak zresztą było też z OFE, które miały wspomagać polską giełdę, polski rząd - poprzez kupowanie obligacji. Akurat to ostatnie się emerytom przysłużyło, bo na obligacjach OFE więcej zarobiły niż na akcjach, ale już zamknięcie się na inwestowanie za granicą niekoniecznie" - zaznaczył Bitner.
"W przypadku OFE celów politycznych było za dużo i zaszkodziły one temu przedsięwzięciu, a w konsekwencji przyczyniły się do załamania tego systemu" - podkreślił.
Jak powiedział, "fundusze, które będą zarządzać indywidualnymi kontami zabezpieczenia emerytalnego, będą łudząco podobne do OFE - będą inwestować w akcje i obligacje, będą to OFE bis".
"Z jednej strony mamy więc mieć OFE bis, a z drugiej strony jeden państwowy fundusz zarządzany przez PFR - takie państwowe TFI, który ma być domyślnym wyborem" - wskazał.
"Ten państwowy fundusz będzie prawdopodobnie realizował także cele polityczne, a oprócz tego będą fundusze prywatne. Jeżeli nie będzie żadnych zachęt do wyboru państwowego TFI, to jestem pewien, że jak się ludzie dowiedzą, że państwowe TFI jest domyślne, to go nie wybiorą, 90 proc. wybierze prywatne, a pozostałe 10 proc. to będą raczej ludzie biedni, z których składek niewiele się uzbiera" - przekonywał Bitner.
Jak dodał, padały też zapowiedzi, że przez pierwsze dwa lata będzie funkcjonował tylko fundusz państwowy. "To jest zły pomysł, który zaowocowałby radykalnym obniżeniem udziału ludzi w trzecim filarze, bo większość ubezpieczonych nie zechce uczestniczyć w funduszu zarządzanym przez Ministerstwo Rozwoju" - podkreślił ekspert.
"Pytanie więc, gdzie te pieniądze będą trafiały? Moim zdaniem przydałaby się formuła bardziej odrębna, żeby te fundusze były trochę inaczej regulowane. OFE miały swój system regulacji, nie wszystkie z nich były dobre, ale było to jednak jakoś wydzielone i były to podmioty inwestujące długoterminowo, TFI są zupełnie innym inwestorem. Niedobrze więc by było, gdyby to były zwykle TFI, ale wciąż byłoby to lepsze, niż gdyby to wszystko trafiało do państwowego TFI - to jest clou tych szczegółów - jak będą wyglądały te fundusze i jak będzie wyglądała rola państwa. Od tego też zależy, co będą z tego mieli przyszli emeryci" - konkludował.
Zdaniem Macieja Bitnera "obecne propozycje rodzą bowiem obawy, że ich celem jest pozyskanie kapitału na kolejne wielkie państwowe przedsięwzięcia, takie jak udział PZU w +repolonizacji+ Pekao SA, przy wsparciu państwowych pieniędzy z PFR nadzorowanego przez Ministerstwo Rozwoju". W jego ocenie "to może być dopiero początek, mówi się o przejęciu mediów, innych przedsiębiorstw, ale też po prostu o państwowych inwestycjach w budownictwo, innowacje, start-upy".
Jak zauważył, idea narodowych championów jest bliska wielu osobom w szeregach rządowych. "Zaś narodowe championy - żeby powstać - potrzebują pieniędzy. Te pieniądze mogą zostać znalezione w funduszach trzeciofilarowych. To nie bardzo wypali, jeżeli rząd będzie się trzymać koncepcji dobrowolności udziału w trzecim filarze. Na narodowe championy nikt dobrowolnie nie wpłaci, a jeżeli autorom tej koncepcji się wydaje, że domyślne zapisywanie do programu zadziała, to się mylą. Jeżeli ten system w oczach ludzi będzie ryzykowny, a dodatkowo media będą o tym szeroko informować i kształtować opinię ludzi, to w efekcie wszyscy się z tego trzeciego filara wypiszą" - uważa ekspert.
"Im bardziej to jest robione pod emerytów, tym mniej pod osiągnięcie innych celów" - zaznaczył.
Na pytanie, czy to dobry pomysł, by PFR przejmował nadzór nad Funduszem Rezerwy Demograficznej, ekspert odpowiedział: "Fundusz Rezerwy Demograficznej, wbrew swojej nazwie, nie ma horyzontu demograficznego. Wcale nie ma tam tak dużo środków. Ten fundusz ma prawie same obligacje skarbowe, więc nie ma większego znaczenia, kto go nadzoruje. Gdyby MR go przejęło, to może chciałoby prowadzić bardziej aktywną politykę inwestycyjną. Choć ja uważam, że państwo w ogóle nie powinno się zajmować inwestowaniem, bo to nie jest jego rola, być może jest to jakiś konieczny kompromis do tego, by było więcej swobody w trzecim filarze. Ja bym wolał, żeby oni się bawili FRD niż nowymi funduszami inwestycyjnymi. Jeżeli to zaspokoi głód państwowego finansowania, a w zamian dostaniemy swobodę w trzecim filarze, to nie jest to najgorsze wyjście".