Przedstawione wczoraj przez włoski rząd prognozy wzrostu gospodarczego ostatecznie powinny pozbawić nas złudzeń: kryzys w Europie będzie trwał lata. I jeśli chcemy, aby Polska znów rozwijała się w tempie 6 – 7 proc., musimy maksymalnie się uniezależnić od rynków Wspólnoty.
Przedstawione wczoraj przez włoski rząd prognozy wzrostu gospodarczego ostatecznie powinny pozbawić nas złudzeń: kryzys w Europie będzie trwał lata. I jeśli chcemy, aby Polska znów rozwijała się w tempie 6 – 7 proc., musimy maksymalnie się uniezależnić od rynków Wspólnoty.
W tym roku trzecia największa gospodarka strefy euro przeżyje ostrą recesję: jej dochód narodowy skurczy się o 1,2 proc. Ale, co być może ważniejsze, na mocne odbicie nie ma co liczyć. W 2013 roku tempo wzrostu ma wynieść 0,5 proc., w 2014 roku – 1 proc., a w 2015 – 1,2 proc. Zanosi się na to, że Włochy będą przez lata dreptać w miejscu. Problem nie dotyczy tylko Rzymu. Proces oddłużenia większości państw zachodniej Europy będzie bolesny i długotrwały.
Polska już teraz odczuwa skutki tej stagnacji. Od wybuchu kryzysu średnie tempo rozwoju naszego kraju spowolniło niemal dwukrotnie, do 3 – 4 proc. Przyczyną jest uzależnienie zarówno od inwestycji i technologii z państw starej Unii, jak i tamtejszych rynków eksportowych. W ubiegłym roku aż 78 proc. naszej sprzedaży za granicą było skierowane właśnie w tamtym kierunku, a niemal cała reszta poszła do również słabo rozwijającej się Rosji czy Ukrainy.
Szybki rozwój jest gdzie indziej. Już połowa globalnego dochodu narodowego jest wytwarzana przez tzw. kraje wschodzące i udział ten szybko rośnie. Kto podczepi się pod ten wzrost, będzie mógł liczyć na dobrą koniunkturę.
Tę prawidłowość zrozumieli Niemcy. W grudniu po raz pierwszy niemiecki eksport do Chin (5,4 mld euro) był większy niż do Stanów Zjednoczonych. W ciągu 10 lat sprzedaż naszego zachodniego sąsiada do Państwa Środka zwiększyła się czterokrotnie, a do 2020 roku ma stanowić aż 15 proc. całego eksportu, dwa razy więcej niż dzisiejszy udział USA w niemieckim eksporcie. My w tej kategorii jesteśmy w lesie. Przez cały zeszły rok Polska zdołała sprzedać do Chin towary za zaledwie 1,3 mld euro, a więc tyle, ile Niemcy przez tydzień. Jednak Polska ma wciąż bardzo mało firm o ambicjach globalnych, oferujących rozpoznawalne na świecie produkty i mających na tyle duże możliwości kapitałowe, aby rozwijać strategię rozwoju rozłożoną na lata, a nie pomyślaną tylko na zysk na krótką metę.
Ale są pierwsze jaskółki zmian. Od maja LOT uruchamia bezpośrednie połączenie do Pekinu. W przyszłym tygodniu, po raz pierwszy od 25 lat, do Polski przyjeżdża z grupą kilkuset biznesmenów premier Chin. Nad Wisłą swoje przedstawicielstwa założyły czołowe chińskie instytucje finansowe jak Bank of China. To sygnał, że w Pekinie dostrzeżono potencjał polskiej gospodarki.
Na przełomie lat 80. i 90. XX wieku Polska stanęła przed wyzwaniem przestawienia w krótkim czasie handlu ze Wschodu na Zachód. I znakomicie sobie z tym poradziła. Tym razem także mamy wszelkie szanse, aby rozwinąć współpracę nie tylko z Chinami, ale także Indiami czy Brazylią. Jeśli nam się uda, możemy liczyć przynajmniej na kolejne dwie dekady pomyślnego rozwoju naszego kraju.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama