Niemiecki punkt widzenia, który zakładał dalsze zaciskanie pasa i strukturalne reformy, już się nie liczy na światowych salonach – to można było zauważyć po ostatnim spotkaniu G-8. Liderzy zgodzili się co do tego, iż „imperatywem jest promowanie wzrostu i tworzenia miejsc pracy”, nieraz kosztem nadmiernego fiskalizmu. I to jest niebezpieczne, bo widać przyzwolenie do poluzowania dyscypliny wydatkowej – cięcia wydatków rządowych „powinny brać pod uwagę zmieniające się warunki ekonomiczne w poszczególnych krajach i wzmacniać wiarę w odzyskiwanie sił przez gospodarkę”.
Warto, zatem zadać sobie pytanie, po co tak naprawdę jest (był?) nowy pakt fiskalny forsowany kilka miesięcy temu, skoro zezwala się na wyjątki. Jak politycy rozumieją promowanie wzrostu gospodarczego, to widać już po najnowszych zapowiedziach francuskiego prezydenta, który na nieformalnym szczycie UE w środę zamierza forsować ideę euroobligacji, dostrzega też pulę „niewykorzystanych funduszy unijnych”, a także widzi większą konieczność zaangażowania się Europejskiego Banku Centralnego.
Czy strategia walki z długiem przez zaciąganie kolejnego długu, czy też drukowanie pieniądza jest słuszna, pokaże historia. Na krótką metę nastroje są nieco lepsze – wszak zawsze można mieć nadzieję, iż decydenci w końcu wypiszą właściwą receptę. Niemniej po części względny optymizm na rynkach zawdzięczamy też słowom chińskiego premiera Wen Jiabao, który przyznał, iż rząd zrobi wszystko, aby wesprzeć wzrost gospodarczy. Tyle, że to wszystko to puste słowa – na krótką metę mogą działać, później następuje zderzenie z twardymi danymi – w czwartek ze strefy euro napłyną ważne odczyty makroekonomiczne: wstępne PMI za maj, a także indeks IFO z Niemiec.
Nadal niepokój budzi też sytuacja w Hiszpanii – tamtejszy rząd zapowiedział w piątek wieczorem, iż ubiegłoroczny deficyt może być wyższy, niż zakładany i wynieść 8,9 proc. Winowajcą są większe wydatki tamtejszych regionów, co też pokazuje niebezpieczne tendencje na przyszłość (mimo, że rząd zapowiada zaostrzenie polityki samorządowej). Największe obawy wiążą się jednak z sytuacją tamtejszych banków, które najpewniej będą potrzebować większego dofinansowania, niż to założył rząd w ostatnim planie dla sektora.
Uwaga rynków jest też skoncentrowana na Grecji – ostatnie zmienne sondaże (znów faworyzujące SYRIZĘ) pokazują, iż niepokój utrzyma się do 17 czerwca. Co gorsza, Grecy zaprzestaną tych publikacji około 3 czerwca, co tylko spotęguje niepewność. Chyba, że SYRIZA zacznie łagodzić swoje stanowisko – dzisiaj jej szef Alexis Tsipras udaje się dwudniową podróż do Paryża i Berlina, aby rozmawiać o rozwiązaniach dla Grecji.
Chce zapewnić europejskich polityków, iż jego celem nie jest powrót do drachmy – można odnieść wrażenie, iż SYRIZA chce sprytnie wykorzystać ostatnie tendencje w Europie, które zmierzają w stronę poluzowania nadmiernego fiskalizmu i skupienia się na wzroście gospodarczym. Alexis Tsipras nie powinien jednak liczyć na to, iż będzie to też dotyczyć bankruta, jakim de facto jest Grecja…
EUR/USD: Korekta może jeszcze potrwać – do środy – celem będzie luka 1,2881-1,2915
Wyraźne odbicie jakie zaobserwowaliśmy w piątek wieczorem i w poniedziałek rano, wpisało się w sugerowany wcześniej scenariusz – rynek przetestował strefę 1,2800-1,2815, która nadal pozostaje ważnym oporem. W efekcie obserwowana obecnie korekta tego ruchu jest czymś naturalnym. Mocne wsparcia to strefa 1,2745-55. Powinny one spełnić swoją rolę – w efekcie w najbliższych godzinach można spodziewać się kontynuacji zapoczątkowanej w piątek zwyżki.
Po przełamaniu strefy 1,2800-1,2815 celem do środy staną się okolice 1,2880 – czyli dół luki spadkowej z 14 maja. Po drodze mamy też ważny opór na 1,2855 (minimum z 29 grudnia ub.r.).