Część ekonomistów i analityków obawia się, że najbliższa recesja może być wywołana przez kryptowaluty. Wydaje się jednak, że ten rodzaj aktywów raczej nie spowoduje załamania globalnej koniunktury. Dlaczego? - wyjaśnia Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.

Dziesiąta, okrągła rocznica wybuchu globalnego kryzysu finansowego wzmaga dyskusję na temat czynników ryzyka dla bieżącej koniunktury i skali późniejszego ożywienia. Na wokandzie znajduje się wiele tematów, wśród nich: niebezpiecznie wysokie zadłużenie publiczne czy korporacyjne w niektórych państwach, niższy niż w poprzednich cyklach koniunkturalnych wzrost wydajności, mniejsze możliwości wspierania koniunktury przez banki centralne w porównaniu do poprzednich recesji, a także formujące się tu i ówdzie bańki na tradycyjnych aktywach. Niektórzy wskazują również, że kryzys mogą wywołać kryptowaluty. Czy słusznie?

Największa bańka w historii to… bitcoin?

„Można teraz spojrzeć na rynek kryptowalut. Wiele osób w nie inwestuje. W USA studenci biorą kredyty nie na pokrycie kosztów studiów, tylko na kupno bitcoinów” ostrzegał kilka dni temu Gregory Claeys, analityk wiodącego europejskiego think-tanku Bruegel. W wywiadzie dla PAP, Clayes zwracał uwagę, że ludzie szybko zapominają o tworzących się bańkach aktywów i podkreślał przy tym ryzyko, że mogą być nią właśnie kryptowaluty.

Z kolei Nouriel Roubini, profesor z New York University i jeden z niewielu ekonomistów, który przewidział kryzys sprzed dekady uważa, że bitcoin jest „największą bańką w historii ludzkości”. Łącząc więc kilka dostępnych informacji możemy odnieść wrażenie, że to właśnie z rynku kryptowalut bądź ICO (pozyskiwanie kapitału z pominięciem rynkowych regulacji) nadejdzie fala gospodarczego załamania. To jednak nie musi być takie oczywiste i to z jednego prostego powodu.

Kryptowalutowe strachy na lachy

Rynek walut wirtualnych cały czas znajduje się w powijakach. Ruchy na bitcoin, ethereum czy ripple praktycznie nie mają żadnego wpływu na wycenę innych aktywów. Zresztą przychylając się nawet do stwierdzenia, że kryptowaluty to bańka warto zauważyć, że w znacznym stopniu jest już pęknięta.

Dane „CoinMarketCap” pokazują, że rynkowa kapitalizacja kryptowalut na początku stycznia br. sięgnęła niespełna 800 mld. dol. Teraz natomiast znajduje się na poziomie ok. 220 mld. dol. (co stanowi zaledwie 1 proc. wartości akcji tylko na amerykańskiej giełdzie NYSE). Oznacza to, że z tego rynku wyparowało ponad 70 proc. wartości. Mimo to indeksy giełdowe w Stanach Zjednoczonych nadal osiągają historyczne rekordy. Dodatkowo PKB w USA rośnie najszybciej od lat.

Załamanie się rynku kryptowalut nie wygenerowało więc reakcji łańcuchowej. Nie zmniejszyło także aktywności konsumentów na świecie, ani nie spowodowało ograniczenia inwestycji przez przedsiębiorstwa. Ten rynek jest więc w zbyt niewielkim stopniu rozpowszechniony, aby wygenerować recesyjny impuls.

Więcej zagrożeń ze strony tradycyjnych aktywów

Wydaje się, że znacznie więcej zagrożeń dla światowej gospodarki może płynąć ze zbyt optymistycznej wyceny tradycyjnych aktywów, niż będących ostatnio pod presją, wirtualnych walut.

Podczas wrześniowej prezentacji, OECD (Organizacja Rozwoju i Współpracy Gospodarczej) obniżyła perspektywy wzrostu gospodarczego, a jednocześnie zwracała uwagę, że 10 lat po kryzysie ryzyka na rynku finansowym budują się ponownie. Do nich można zaliczyć chociażby rosnące zadłużenie w wielu gospodarkach, a także wyceny na rynku akcji. OECD zwróciła również uwagę, że od szczytów poprzedniej koniunktury (w 2007 r.) podstawowy indeks giełdowy w USA wzrósł o ponad 100 proc., a technologiczny NASDAQ prawie o 250 proc.

Wydaje się, że to właśnie sygnały z tradycyjnej gospodarki (m.in. rosnące zadłużenie i przewartościowanie rynku akcji) mogą spowodować silny impuls kryzysowy i negatywnie wpłynąć na ekonomiczną kondycję świata, a nie będące jeszcze we wczesnej fazie rozwoju wirtualne waluty.