Zagraniczni inwestorzy nie wychodzą ze swoich polskich banków - twierdzi przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Andrzej Jakubiak.
Niedawno Komisja Nadzoru Finansowego zgodziła się na przejęcie Polbanku przez Raiffeisena w zamian za zobowiązanie austriackiego banku do giełdowego debiutu w Warszawie. Czy podobny wymóg będzie dotyczył hiszpańskiego Santandera, który ma zamiar przejąć Kredyt Bank i połączyć go z Bankiem Zachodnim WBK?
Chodzi o zobowiązania, jakie podejmują inwestorzy. Hiszpanie znają nasze stanowisko. Przyjęliśmy zasadę, że podmioty, które deklarują, że traktują Polskę jako rynek o strategicznym znaczeniu, powinny być gotowe na notowanie swoich akcji na warszawskiej giełdzie. Dotyczy to nie tylko banków.
Myśli pan o Talanksie?
W najbliższym czasie będziemy rozpatrywać jego wniosek o przejęcie TU Europa, a później w sprawie Warty. I Talanx zadeklarował już debiut na GPW.
Od lat notowane są u nas akcje UniCredit, właściciela Pekao. I zainteresowanie polskich inwestorów nimi jest niewielkie.
Ono zależy od płynności akcji na naszej giełdzie. Tu potrzebna jest cierpliwość.
Może w takim razie ten wymóg notowania akcji zagranicznych grup na GPW nie ma sensu?
Nie zgadzam się z taką opinią. Po pierwsze, w ten sposób rośnie przejrzystość zagranicznych inwestorów strategicznych z punktu widzenia naszego rynku. Poza tym mam nadzieję, że polski rynek z czasem nabierze znaczenia i to u nas zagraniczne spółki będą poszukiwały kapitału. Jest jeszcze jeden czynnik – w ten sposób promujemy nasz rynek kapitałowy.
Skoro mowa o giełdzie: toczy się spór między GPW a brokerami na temat opłat ponoszonych przez domy maklerskie na rzecz giełdy. Czy KNF nie może odegrać jakiejś roli w zakończeniu tego sporu?
Trudno, żeby nadzorca – a zarówno giełda, jak i domy maklerskie to podmioty przez nas nadzorowane – był równocześnie mediatorem. My nie będziemy wchodzić w te negocjacje. Ale w dyskusji pojawiał się problem opłat na rzecz nadzoru. Przedstawimy stanowisko, które powinno zadowolić obie strony.
Obecnie spośród instytucji rynku kapitałowego opłaty na rzecz KNF wnoszą giełda i Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych. Obniżycie je? Do tego potrzebne byłyby zmiany ustawowe.
Zmiany rzeczywiście będą wymagały nowelizacji ustawy. Chodzi o zmianę mechanizmu na sprawiedliwszy – opłaty na rzecz KNF powinny ponosić wszystkie instytucje, a więc także np. domy maklerskie niedziałające na GPW. Ale równocześnie chcemy, żeby obciążenia były mniejsze, co powinno sprzyjać ograniczeniu opłat giełdowych, a w konsekwencji – również prowizji pobieranych od klientów przez domy maklerskie.
Wróćmy do banków: jeszcze niedawno były obawy o wybuch kolejnej fali wojny depozytowej. Czy po likwidacji lokat antybelkowych problemu już nie ma?
Jeśli chodzi o lokaty antybelkowe, to odniosłem wrażenie, że wszystkie banki oferujące te lokaty uczestniczyły w wyścigu, nawet jeśli tak naprawdę nie potrzebowały pieniędzy klientów. Luka w podatku została usunięta i takich lokat nie ma. Ale to była tylko część problemu z płynnością.
Skąd więc brał się pęd banków do zbierania depozytów?
Osłabienie złotego powodowało, że rosła złotowa wartość portfela kredytów walutowych. To wymagało zwiększania bazy depozytowej. Obecnie kurs złotego jest stabilny.
Pamiętajmy ponadto, że pod koniec ub.r. były bardzo duże obawy co do sytuacji strefy euro. Wielu z zagranicznych inwestorów naszych banków było gotowych wyjść z Polski i odciąć swoje filie od finansowania. A chodziło o niebagatelną kwotę ok. 150 mld zł! Dlatego krajowe banki były zmuszone do poszukiwania płynności i podnosiły oprocentowanie lokat.
Teraz to się uspokoiło?
Jako nadzór skierowaliśmy do akcjonariuszy banków list, w którym domagaliśmy się, by to nas przede wszystkim informowano o zamiarach zmian właścicielskich...
...i jak wielu inwestorów chce dziś wyjść w Polski?
Żaden. Jak wiadomo, inwestor Banku Millennium wycofał się z planów jego sprzedaży. Myślę, że i grupa KBC nie myślałaby dziś o sprzedaży Kredyt Banku, ale w tym przypadku to element szerszego planu uzgodnionego z KE.
KNF zapowiadała prace nad zwiększeniem możliwości pozyskiwania przez banki długoterminowego finansowania. Na jakim to jest etapie?
Powołany przez nas zespół rusza do pracy dosłownie za kilka dni.
Kiedy pojawią się efekty i banki będą miały bardziej zrównoważone bilanse, to znaczy będzie więcej długich pasywów, które będą służyły finansowaniu długoterminowych kredytów?
W tym roku chcemy wypracować potrzebne rozwiązania, by w przyszłym móc przeprowadzić konieczne zmiany w ustawach, np. o listach zastawnych, księgach wieczystych czy podatkowych.
Mówimy więc o perspektywie co najmniej dwóch lat.
Ale nowe normy płynności długoterminowej na poziomie europejskim będą obowiązywać od 2019 r. Dyskusję zaczynamy teraz, by był czas na dostosowanie.
Przedstawiciele nadzoru deklarowali poluzowanie rekomendacji dotyczących polityki kredytowej banków.
W drugiej połowie roku dokonamy przeglądu regulacji.
O kredyt będzie łatwiej?
Chcemy wypracować takie rozwiązanie, aby nie zdusić akcji kredytowej. Ale też widać wyraźnie, że przyrasta liczba osób, które mają problemy z obsługą kredytów. W skrócie – nie wykluczam, że nowe regulacje będą łagodniejsze. Musimy wyważyć, na ile ich poluzowanie jest możliwe na obecnym etapie rozwoju sektora.
A czy bardziej dostępne będą kredyty walutowe?
Nie sądzę. Zdaję sobie sprawę, że w miarę, jak będzie umacniał się złoty, zacznie się myślenie o kredytach walutowych. Ale wszyscy jesteśmy bogatsi o doświadczenie z ostatnich lat. Nie brakuje osób, które brały kredyty po kursie w okolicach 2 zł za franka, a dziś muszą go kupować po 3,5 zł.