Andrzej Klesyk, prezes PZU SA, mówi o zmianach w spółkach Skarbu Państwa, cenach polis i nowym logo PZU.
Z jakimi uczuciami wita pan ten rok?
Z mieszanymi. Na pewno 2012 rok będzie bardzo ciekawy, ale nie wiem, czy można patrzeć na niego z optymizmem. W pierwszej połowie spodziewam się przede wszystkim wielu zmian w strefie euro, a dopiero w drugiej poprawy nastrojów.
Czy źródłem tych wszystkich obaw jest tylko Euroland, czy też widzi pan ryzyko dla naszej gospodarki?
Prawie na pewno czekają nas dwie rzeczy. Po pierwsze zacieśnienie polityki fiskalnej, które odbije się na zmniejszeniu inwestycji i ograniczeniu konsumpcji. Te działania są niezbędne, aby zmniejszyć deficyt i poziom zadłużenia kraju. Po drugie do Polski trafi mniej pieniędzy ze strefy euro. Mam jednak nadzieję, że czekają nas też sygnały pozytywne.
W 2011 roku akcje PZU straciły 6 proc., a 16 proc. – licząc od majowego szczytu.
Akcje PZU są obecnie wyceniane powyżej 310 zł. Jest to poziom niewiele niższy od notowań z maja 2010 roku, kiedy to PZU trafiło na giełdę. Od tego czasu z tytułu dywidendy wypłaciliśmy w sumie 36 zł za akcję, a papiery wielu innych spółek zostały w tym czasie przecenione o 20-40 proc. Na tym tle wypadamy całkiem dobrze.
Wyniki po trzech kwartałach ubiegłego roku nie były tak dobre, jak oczekiwał rynek.
PZU inwestuje 50 mld zł w akcje i obligacje. Nie mamy innych możliwości inwestycji. Postawimy na dywersyfikację, wchodząc w inne aktywa. Jesteśmy zależni od jakości rynku długu publicznego. W ciągu ostatnich siedmiu miesięcy WIG zjechał w dół o ponad 20 proc. To oznacza dla nas o pół miliarda mniejszy zysk, który musimy nadrobić działalnością ubezpieczeniową. Zapewniam, że nasz wynik za ubiegły rok będzie całkiem dobry, taki, z jakiego prezesi zachodnich ubezpieczycieli byliby dumni.
Co oznacza PZU 2.0?
To jest jeden z głównych elementów naszej strategii na lata 2012 - 2014. Wdrażamy nowy system produktowy. Będziemy dużo bliżej klienta. Przechodzimy od firmy z ogromną ilością papieru do takiej, w której niemal w ogóle go nie będzie.
Czy klient za to zapłaci?
Nie. Obecne utrzymanie infrastruktury PZU jest bardzo drogie. Cztery lata temu, gdy przychodziłem do firmy, w PZU pracowało blisko 17 tys. osób. Teraz jest ich o ponad 5 tys. mniej. Te osoby, które odeszły, zajmowały się mieleniem papieru. Wklepywały dane z jednej polisy do drugiej. To nie miało sensu. Nasza firma nie może stać w miejscu. Musimy wprowadzać nowe rozwiązania technologiczne.



Czy z dawnego państwowego kolosa da się stworzyć dobrze kojarzoną firmę? Z Telekomunikacją Polską to raczej się nie uda i niebawem może się zmienić w Orange.
Nie zamierzamy zmieniać nazwy. Zapewniam, że póki jestem prezesem, PZU będzie polską firmą. Obecne znane wszystkim logo ma mniej niż 20 lat. Nasz nowy znak będzie nawiązywać do tego z połowy XX wieku. Nowe logo pokażemy w pierwszej połowie tego roku.
Czy klienci w tym roku będą płacić więcej za polisy?
To zależy od zachowań na rynku. Liczę, że nie powrócimy do wojny cenowej, podczas której polisa komunikacyjna wystawiana przez naszą konkurencję przynosiła straty. Innym czynnikiem są decyzje regulatora rynku. Niedawno proponowano, aby każdy ubezpieczony dostawał samochód zastępczy na czas naprawy swojego pojazdu. Ta regulacja kosztowałaby cały rynek 1,1 mld zł rocznie. Koszty te musieliby ponieść klienci. Polisa byłaby wtedy droższa nawet o 25 proc. Wpływ na naszą działalność mają też decyzje sądów. Na przykład w wyniku rozprawy musieliśmy wypłacić dwukrotność sumy ubezpieczenia. To trochę absurdalna sytuacja, która też może mieć wpływ na wysokość polis.
Mówi się o zwiększaniu udziału polskiego kapitału w bankach działających w naszym kraju. Czy PZU szykuje się do takiej inwestycji?
Przyglądamy się różnego rodzaju możliwościom. Obecne wyceny niektórych banków są dość atrakcyjne. Zwłaszcza że ich zagraniczni właściciele myślą o sprzedaży. Weszlibyśmy w taką inwestycję z zamiarem wyjścia z niej po pewnym czasie.
W samym Ministerstwie Skarbu i spółkach zarządzanych przez Skarb Państwa przeprowadzane są duże zmiany. Jak pan to ocenia?
Moim zadaniem nie jest ocena działań rządu. Każdy właściciel ma jednak niezbywalne prawo zmiany zarządzających swoimi spółkami. Powiedziałem ministrowi skarbu, że nie będę protestował, gdy będzie chciał mnie odwołać. Poprosiłem jedynie, aby na moje miejsce nie zatrudniał idioty. To byłoby dla mnie uwłaczające.
Jest pan członkiem Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów. Jakie wyzwania czekają radę w tym roku?
Ustalenie priorytetów na najbliższych kilka miesięcy. Według mnie do najważniejszych z nich należą nadzór właścicielski nad spółkami Skarbu Państwa, reforma służby zdrowia, deficyt budżetowy i zmiany w świadczeniach emerytalnych.
Koniec z mieleniem papieru. W naszej firmie nie będzie go niemal w ogóle
Wywiad jest zapisem rozmowy z cyklu: Salon Ekonomiczny „Trójki” i „Dziennika Gazety Prawnej”