Brak szybkich decyzji doprowadzi do drugiej fazy kryzysu.
Rozmowa z prof. Dariuszem Filarem z Rady Gospodarczej przy premierze, byłym członkiem Rady Polityki Pieniężnej.
Jakie zadania gospodarcze stoją przed nowym rządem po wyborach?
Dość oczywiste. Pierwsze wynika z trwającej już w świecie drugiej fazy kryzysu finansowego. Ma ona postać fiskalną, objawiającą się kryzysem finansów publicznych. Widać ją przede wszystkim w krajach południowej Europy. Oczywistym zatem zadaniem polskiego rządu jest uporządkowanie finansów publicznych. Pod koniec kadencji trudno było społeczeństwu proponować program ostrych i bolesnych reform fiskalnych. Teraz przyszedł czas zmierzyć się z tym wyzwaniem. Finanse publiczne łatwiej się reformuje w okresie wzrostu gospodarczego, a nad Europą wisi widmo recesji. Musimy więc radzić sobie sami, uwalniając polską przedsiębiorczość – i to jest drugie zadanie dla rządu.
Jak reformować finanse publiczne?
W Polsce jest bardzo dużo rencistów. Ten system do 2007 roku był zrównoważony, generował nawet lekką nadwyżkę. Obniżenie składki spowodowało, że popadł w głęboki deficyt sięgający kilkunastu miliardów. Aby uzdrowić finanse publiczne, konieczne jest przywrócenie składki wśród pracobiorców. Oznacza to oczywiście niższe wynagrodzenie netto. Jest to jedna z bolesnych zmian, której moim zdaniem nie unikniemy. Natomiast składka rentowa pobierana od pracodawców powinna pozostać niezmieniona, a w przyszłości obniżona. Uporządkować należy też przywileje podatkowe. Niektóre z nich są postawione na głowie. Przykładem są ulgi na dzieci, z których w pełni mogą skorzystać jedynie rodzice dobrze zarabiający.
Co czeka Radę Gospodarczą w związku z nową kadencją rządu?
Naszą siłą jest możliwość naświetlenia premierowi problemów z wielu punktów widzenia. Obecnie rada podsumowuje swoją działalność. Myślę, że będzie funkcjonowała dalej, ale być może zmieni trochę swoją strukturę. Mówi się o nowej koncepcji centrum doradczego.
Czy spodziewa się pan w nowej kadencji przyspieszenia decyzyjnego w sprawach gospodarczych?
To jest konieczne. Oczywiście decyzje muszą być dobrze przemyślane. Przyczyną znacznych konsekwencji wynikających z nadejścia drugiej fazy kryzysu w Europie jest często opóźnienie w decyzyjności.
Czy należy poprawić polską politykę pieniężną?
Choć inflacja wynosi ponad 4 proc., czyli o 0,5 proc. powyżej górnej granicy odchyleń od celu, to polityka pieniężna nie budzi zastrzeżeń. Podwyższona inflacja wynika z podwyżek cen, które wystąpiły na całym rynku globalnym. Myślę jednak, że w pierwszej połowie przyszłego roku poziom inflacji obniży się przynajmniej do górnego poziomu odchyleń od celu. Dzięki obecnemu poziomowi referencyjnej stopy procentowej, wynoszącej 4,5 proc., NBP ma dużą swobodę. W krajach Europy Zachodniej, gdzie stopy są równe zeru, ten instrument jest wyeksploatowany.
Francusko-belgijski bank Dexia ma zostać znacjonalizowany. Czy interwencja państwa to sposób na kryzys?
Nikt nie ma lepszego pomysłu niż nacjonalizacja. Te banki są ważne w znaczeniu systemowym. Upadek któregoś z nich grozi rozchwianiem całego systemu. Jednak przyczyną ich problemów są wspomniane już opóźnienia decyzyjne. Takie działanie przynosi gorzkie owoce.
Co należy zrobić, aby nacjonalizacja nie była konieczna?
To jest trudne pytanie i o fundamentalnym znaczeniu dla współczesnego świata. W Skandynawii w latach 90. znacjonalizowano banki, wyczyszczono ze złych aktywów, a później sprzedano prywatnym kupcom. I panuje tam obecnie najzdrowszy system finansowy.
Europa i strefa euro reaguje na problemy z opóźnieniem. Czy np. Grecja powinna być już wyproszona ze strefy euro?
Grecja nie powinna być tam przyjęta. To była decyzja polityczna, a nie gospodarcza. Strefa euro powinna rosnąć wolniej, a kryteria wejścia powinny być rygorystyczniej przestrzegane. Wyjście Grecji jest wysoko prawdopodobne. Europejscy przywódcy bronią się przed tą decyzją, obawiając się efektu domina. Myślę, że całkiem słusznie, bo to też jest wysoce prawdopodobne.