- Inwestorzy uwierzyli w determinację Szwajcarii. W to, że przeznaczy bardzo duże środki na osłabienie franka - mówi Jennifer McKeown, specjalistka ds. Szwajcarii w instytucie badań transakcji finansowych Capital Economics w Londynie.
Kurs, który sobie wyznaczał Szwajcarski Bank Narodowy, został osiągnięty nadspodziewanie szybko, w ciągu kilku minut od ogłoszenia nowej strategii banku centralnego.
"DGP": SNB zapowiedział, że nie dopuści do umocnienia się franka poniżej kursu 1,2 za euro. Ma szanse na sukces?
Jennifer McKeown: Na krótką metę z pewnością tak. Kurs, który sobie wyznaczał SNB, został osiągnięty nadspodziewanie szybko, w ciągu kilku minut od ogłoszenia nowej strategii banku centralnego. Inwestorzy uwierzyli zatem w determinację SNB, w to, że przeznaczy bardzo duże środki na osłabienie franka. Ta strategia nie da się jednak utrzymać dłużej niż kilka miesięcy. Najdalej do połowy przyszłego roku. A zapewne krócej.
Dlaczego?
Sytuacja na rynkach finansowych jest dziś bardzo niepewna. Inwestorzy szukają pewnych sposobów ulokowania aktywów, a tych jest niewiele. Ze względu na niezwykle stabilny system polityczny, rozwiniętą gospodarkę, utrzymywaną od pokoleń neutralność, rozbudowany rynek finansowy Szwajcaria odgrywa niezastąpioną rolę jako pewne miejsce lokowania oszczędności. Popyt na franki pozostanie więc bardzo duży. Aby go zaspokoić i jednocześnie utrzymać niski kurs szwajcarskiej waluty, SNB będzie więc musiał drukować coraz więcej franków. A to stopniowo spowoduje coraz szybszy wzrost cen w Szwajcarii. Na razie problemem tego kraju jest ryzyko deflacji, ale już wkrótce będzie nim inflacja. Moment ten nastąpi zresztą jeszcze szybciej, jeśli w strefie euro zbankrutuje Grecja. Wówczas nacisk na inwestowanie we franki będzie tak duży, że SNB nie będzie w stanie mu sprostać, chyba że za cenę tak gwałtownego przyspieszenia inflacji, że zupełnie zdestabilizuje ona gospodarkę kraju.
Może jednak wyższa inflacja się opłaci, jeśli pozwoli w zamian na osłabienie franka i utrzymanie eksportu?
Na słabszym franku skorzystają szwajcarskie przedsiębiorstwa. To jednak stosunkowo niewielka część gospodarki kraju. Wyższa inflacja uderzy natomiast w znacznie większą część społeczeństwa: chociażby w 70 proc. Szwajcarów, którzy muszą wynajmować mieszkania, a także we wszystkich tych, którzy jak emeryci czy pracownicy sektora państwowego, otrzymują stałe uposażenie. Dla nich nowa strategia SBN na dłuższą metę doprowadzi do obniżenia poziomu życia.
Szwajcarzy tak naprawdę nie mają więc kontroli nad własną walutą?
Bank centralny może jeszcze sięgnąć po wyjątkową broń: wprowadzić kontrole walutowe. W razie bankructwa Grecji będzie to moim zdaniem ostatni sposób na utrzymanie relatywnie słabego kursu franka. Tak od lat robią Chińczycy, aby osłabić juana. Jednak administracyjne ograniczenie wymiany franków i nałożenie opłat na transakcje walutowe może zadać śmiertelny cios Szwajcarii jako międzynarodowemu ośrodkowi finansowemu. Gdy inwestorzy uznają, że lokowanie kapitału w tym kraju jest trudne i kosztowne, a repatriacja posiadanych oszczędności jest skomplikowana, poszukają innego miejsca do przeprowadzania transakcji finansowych.
W 1978 roku SNB zdołał jednak skutecznie osłabić kurs franka w stosunku do niemieckiej marki. Wówczas kurs szwajcarskiej waluty osłabł o 1/5, co znacząco pomogło gospodarce. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
Po pierwsze interwencja SNB miała bardzo wymierny koszt. Masa franków, jaką wówczas bank centralny wprowadził na rynek, była tak duża, że inflacja przekroczyła 5 proc. i utrzymała się tak przez kilka lat. Po wtóre Szwajcaria miała wówczas o wiele łatwiejsze zadanie niż dziś. Starała się w końcu zmierzyć z marką – walutą jednego kraju. Dziś musi stawić czoła całej strefie euro, czyli gospodarce, która jest 19 razy większa niż jej własna. W dobie globalizacji zintegrowane rynki finansowe mają o wiele większe możliwości ataków spekulacyjnych niż przed 30 laty. W zeszłym roku SNB próbował zresztą interweniować na rynku, aby osłabić franka, i mimo ogromnych kosztów poniósł klęskę. Sukces obecnej strategii niekoniecznie byłby zresztą korzystny dla rynków finansowych.
Dlaczego?
Banki centralne na całym świecie uważnie przyglądają się skutkom polityki SNB. I jeśli okaże się ona skuteczna, pójdą jej śladem. Zapowiedź interwencji na rynku już złożyły banki centralne Japonii i Brazylii. To mogłoby się przekształcić w prawdziwą wojnę walutową.