Rozmawiamy z ANDRE HELINEM, prezesem BDO Numerica - W czasach załamania gospodarczego każda firma powinna zbadać obszary swojego ryzyka i wprowadzić instrumenty, które je zabezpieczą. Pozwoli to uniknąć lub zmniejszyć przykre konsekwencje finansowe.
Ogólnoświatowy kryzys wymusił w wielu firmach - również polskich - przeprowadzenie analiz co do procedur związanych z zarządzaniem ryzykiem. Jakie wnioski płyną z takiej analizy?
- Cała debata, która toczy się w Polsce od kilku miesięcy, ujawniła kilka ważnych spraw. Po pierwsze, złoty jest nadal bardzo słabą walutą. Polska jest jednym z nielicznych państw, gdzie można obserwować tak duże wahania kursu waluty. Po drugie, mimo włożonego wysiłku Polska nie wypracowała własnego, indywidualnego wizerunku na świecie. W oczach wielu zachodnich inwestorów Polska znajduje się w jednym koszyku m.in. z Węgrami, Czechami, Litwą czy Estonią.
Czy to nieprawdziwy podział?
- Niestety nie, okres reform gospodarczych i infrastrukturalnych przecież się jeszcze nie zakończył. Poza tym Polska nie jest w strefie euro, co w obecnym kryzysie finansowym ma szczególne znaczenie.
A co z zarządzaniem ryzykiem?
- Przedsiębiorstwa nie są przygotowane do systematycznego i długofalowego zarządzania ryzykiem. Wykazała to m.in. debata o opcjach walutowych.
No właśnie, przecież to instrumenty finansowe służące do zarządzania ryzykiem.
- Aktualne problemy przedsiębiorstw związane z opcjami walutowymi to świetny przykład na brak wiedzy o zarządzaniu ryzykiem. Jest naprawdę niewielka grupa firm, która prawidłowo zastosowała opcje walutowe do zabezpieczenia swojego ryzyka. Większość firm, która na ten instrument finansowy się zdecydowała, albo nie wiedziała wystarczająco na ten temat, lub wykorzystywała opcje walutowe do bezkrytycznej i naiwnej spekulacji walutą, stąd teraz tak wiele informacji o ogromnych stratach na opcjach. To był czysty hazard. A jak wiadomo, w hazardzie raz się przegrywa, raz się wygrywa.
Po ujawnieniu sprawy opcji walutowych wielu właścicieli firm lub akcjonariuszy przyznało się do tego, że o takich inwestycjach nie mieli pojęcia.
- To prawda. Takie informacje są dowodem braku wiedzy nie tylko o opcjach walutowych, ale także o działaniu własnej firmy.
Czy to jest w ogóle możliwe, żeby rada nadzorcza i akcjonariusze nie wiedzieli, co robi zarząd?
- Takie dziś można odnieść wrażenie. Niewiele jest w Polsce firm, w których rada nadzorcza w ramach swojego nadzoru sprawdziła i zatwierdziła politykę zarządzania ryzykiem w firmie.
Jak wygląda odpowiedzialność rady nadzorczej i zarządu?
- Dziś rada nadzorcza odpowiada za sprawozdawczość finansową spółki na równi z zarządem. Rośnie presja klarowności i przejrzystości w działaniu zarządu. Już widać, że wiele przedsiębiorstw w docelowej polityce ma zarządzanie ryzykiem. Powstają w firmach komórki, które identyfikują ryzyko. Taka komórka ryzyko namierza i ma na celu jego wyeliminowanie.
Czy moglibyśmy identyfikację tego ryzyka przedstawić na przykładzie.
- Tak. Przykładem może być olbrzymie przedsiębiorstwo, jakim w Polsce jest KGHM. Tak naprawdę produktem finalnym KGHM jest miedź. Jej sprzedaż nie zależy jednak od potu górnika, ale od ceny miedzi na rynku światowym, a dokładnie od ceny funta - bo miedź wyceniana jest w funtach. Oznacza to, że nawet przedsiębiorstwo o bardzo dużej wydajności może nie osiągnąć zamierzonych zysków, bo cena waluty na to nie pozwoli. W tym obszarze powinna być skupiona polityka zarządzania ryzykiem. Zapewne KGHM taką politykę stosuje. KGHM jest dobrym przykładem przedsiębiorstwa wrażliwego. Kolejnym takim przykładem może być PKN Orlen. PKN Orlen jest na razie szczęśliwym monopolistą na polskim rynku. Jak rośnie cena ropy, to podnosi cenę swych produktów. Jednak w pewnym momencie taka sytuacja może się skończyć. Przedsiębiorstwa dojdą do wniosku, że kupowanie w PKN Orlen nie jest przymusowe. Na tę okoliczność PKN Orlen powinien się zabezpieczyć. Takich przedsiębiorstw jest na pewno więcej.
Oznacza to, że jeśli jest jakiś obszar ryzyka danej firmy, to należy dołożyć wszelkich starań, aby przed takim ryzykiem się ustrzec.



Czy opcje walutowe to największy problem, jaki wyszedł na jaw?
- Obawiam się, że nie. Kolejnym może być ryzyko procentowe.
Co ono oznacza?
- Jeżeli masz zróżnicowaną cenę kapitału, to wiadomo, że przedsiębiorstwa będą szukały taniego źródła dojścia do kapitału tak samo jak szukały dojścia do taniej waluty.
Czy wskazane ryzyka nie powinny być odzwierciedlone w sprawozdaniu finansowym?
- Przepisy dyrektyw unijnych wskazują na elementy ryzyka, które w sprawozdaniu finansowym powinny się znaleźć. Gdybyśmy wzięli przykładowo pod uwagę moją firmę, to jednym z elementów ryzyka jest to, że my wydamy opinię, której nie powinniśmy wydać. Ja jako prezes mogę ponosić bardzo dużą odpowiedzialność cywilną z tytułu wydania jednej opinii. To jest mój element ryzyka. Ode mnie oczekuje się wdrożenia takich procedur w firmie, aby przed wydaniem danej opinii nastąpiła odpowiednia kontrola jakości. Przykładowo w przypadku spółek giełdowych jest weryfikator, tzn. biegły, który dokonał badania, sprawdza, jak zostało ono przeprowadzone. Zagrożenia występują w każdej branży. Pojęcie ryzyka jest bardzo szerokie.
Czyli każda firma powinna zidentyfikować własne ryzyko.
- Dokładnie tak. W takim też kierunku idą przepisy. Przedsiębiorstwo musi samo sobie odpowiedzieć, co w jego środowisku biznesowym jest ryzykiem. To mogą być różne rzeczy.
Na przykład jakie?
- W naszej branży jest wymóg, aby biegły nie miał więcej niż 50 proc. przychodów u jednego klienta.
Na czym w tym przypadku polega ryzyko?
- Na naruszeniu niezależności. To ryzyko polega na tym, że biegłemu mówi się, że jak masz więcej niż 50 proc. przychodów od jednego klienta, to nie można tu mówić o niezależności. Robisz wszystko, co każe ci klient.
Ale mają zajść zmiany w tym zakresie?
- To prawda. Trwają właśnie prace nad zmianą tych przepisów. W pierwotnym projekcie znajdował się przepis, który wskazywał, że przychody od jednego klienta nie mogą przekroczyć 20 proc. przychodów audytora. To też bardzo dużo. Jednak Krajowa Izba Biegłych Rewidentów wnioskuje o zmianę tego poziomu do 40 proc. To dziwny postulat, bo przykładowo w tak dużej firmie, jak BDO, nie ma klienta, którego przychody sięgnęłyby 3 proc. obrotów. Według mnie 20 proc. jest ogromną kwotą. Za granicą właściwie nie do pomyślenia.
Czy sprawa ryzyka i jego zarządzania dotarła już do rad nadzorczych?
- Niestety nie i to moim zdaniem jest największy problem. Co więcej, również akcjonariusze nie zdają sobie sprawy z tego, że mają prawo kontrolować zarządzanie ryzykiem. W przypadku spółek z o.o. i spółek akcyjnych występuje trzyczęściowy nadzór: codzienny zarząd, rada nadzorcza i walne zgromadzenie.
Jak ten potrójny nadzór sprawdza się w praktyce?
- Jeszcze do niedawna zarząd był praktycznie nienaruszalny. W ciągu ostatnich paru lat kraje zachodnioeuropejskie idą w kierunku zasad korporacyjnych obowiązujących w Wielkiej Brytanii czy krajach skandynawskich, gdzie rada nadzorcza nie jest pasywnym członkiem firmy. Rada nadzorcza aktywnie kontroluje działania zarządu, w tym sprawozdawczość finansową, planowanie, oceny ryzyka. Jeśli rada uważa, że zarząd podejmuje decyzje nieadekwatne do ryzyka, zwraca na to uwagę walnemu zgromadzeniu. A jak wiadomo, walne zgromadzenie ma prawo zmienić zarząd. To jest trend na świecie.
A jak jest w Polsce?
- W Polsce ta sprawa jeszcze nie do końca dotarła do rad nadzorczych. Pomału zaczyna docierać do akcjonariuszy. Są już w Warszawie kancelarie prawne, które dostały zlecenia od akcjonariuszy, aby sprawdzić, czy zarząd lub radę nadzorczą można pociągnąć do odpowiedzialności cywilno-materialnej. Musimy się do tego przyzwyczaić. Europa od lat śmieje się ze Stanów Zjednoczonych, że tam wszyscy się skarżą i każda sprawa trafia do sądu. Europę też czeka taki scenariusz.
Czy firmy nie zabezpieczają się przed ryzykiem?
- Obecnie część spółek posiada zabezpieczenia przed ryzykiem. Można tu mówić m.in. o bankach, spółkach ubezpieczeniowych.
Jakie instrumenty stosować, aby się zabezpieczyć?
- Na początek trzeba określić rodzaj ryzyka. Mamy ryzyko finansowe, operacyjne i ryzyka inne. Ryzyko finansowe jest związane np. ze zmianą ceny. Ryzyko operacyjne wystąpi wtedy, gdy np. firma farmaceutyczna zamiast sprzedać środek, który leczy, sprzeda taki, który zabija. Trzeci obszar ryzyka może np. wiązać się z utratą czołowych pracowników.
Przy ryzyku finansowym bardzo dobrze zabezpieczają się firmy ubezpieczeniowe. Zakład ubezpieczeniowy, zawierając umowę ubezpieczenia, kalkuluje najpierw ryzyko, a potem określa wysokość składek, która pokryje również to ryzyko.
Mając ryzyko operacyjne, można tak, jak podawałem na przykładzie mojej firmy, wprowadzać kontrole jakości wewnątrz firmy.
Przy innych ryzykach, np. związanych z utratą pracowników, trzeba wypracować indywidualne metody motywacyjne, szkoleniowe, umów konkurencyjnych itp.