W ciągu trzech lat PKB Polski powinien rosnąć w tempie 4-6 proc. Największą barierą wejścia do strefy euro może się zaś okazać niedobór prądu na krajowym rynku.
• Nie obawia się pan, że nie spełnimy kryterium inflacyjnego i to zamknie nam drogę do strefy euro?
- Globalna inflacja rośnie, ceny energii prędko nie spadną - prognozy mówiące o 200 dolarach za baryłkę ropy mogą zrealizować się na przestrzeni paru lat. Dopóki nie pojawi się przełomowa innowacja w obszarze energii, to trudno spodziewać się spadków cen surowców energetycznych. Zastąpienie ropy węglem też będzie trudne, z uwagi na emisję CO2 do atmosfery. Po stronie cen żywności także spodziewam się wzrostu w ciągu następnych 2-3 lat, natomiast w ciągu 3-5 lat światowa gospodarka zacznie produkować potrzebną ilość żywności i ceny spadną. Jeżeli chodzi o nasze wewnętrzne problemy, to największym wyzwaniem na drodze do strefy euro będzie prąd. Sieć dystrybucyjna jest w strasznym stanie, a w nowe moce produkcyjne nikt nie inwestuje. Coraz częstsze będą blackouty (wstrzymanie dostaw energii - Re.). Ekonomicznym skutkiem będzie wyraźny wzrost cen prądu, co utrudni spełnienie kryterium inflacyjnego. I może to być szok stagflacyjny - inflacja będzie rosła, wzrost będzie spowalniał, bo wskutek wysokich cen pogorszy się konkurencyjność gospodarki. A w projekcjach NBP tego czynnika ryzyka się nie uwzględnia. Będzie bardzo trudno spełnić kryteria z Maastricht.
• Z tego wynika, że wejście do strefy euro to dość odległa perspektywa.
- Szansa już była - w połowie 2005 roku mogliśmy wejść do ERM 2, tak jak wtedy proponowałem. Gdyby tak się stało, od 1 stycznia 2008 r. prawdopodobnie mielibyśmy euro, bo spełnialiśmy kryteria z Maastricht, a jedynie trzeba było zmienić prawo. A teraz widzę bardzo istotne ryzyka dla wejścia Polski do strefy euro w 2012 roku.
• Po co Polsce 49 mld euro rezerw walutowych?
- Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, ile powinno być rezerw walutowych, bo ich utrzymywanie wiąże się z kosztami, np. w Polsce na skutek aprecjacji złotego od 2004 roku NBP miał kilkanaście miliardów złotych straty, ale mieliśmy rezerwę rewaluacyjną, którą mogliśmy rozwiązywać, by straty pokryć. W zeszłym roku rezerwy rewaluacyjnej już nie było i NBP poniósł stratę. Ta strata będzie pokrywana z przyszłych zysków. To oznacza, że nie będzie transferu zysków do budżetu państwa. Taka sytuacja może potrwać wiele lat.
• Jaka była dotychczasowa roczna stopa zwrotu z rezerw zarządzanych przez NBP?
- W 2007 roku dochodowość polskich rezerw wyniosła prawie 5,5 proc., wzrosła w ciągu dwóch lat z poziomu 2,5 proc. Wynikało to ze zdywersyfikowania portfela w kierunku bardziej dochodowych walut. Bardzo udaną inwestycją był dolar australijski. Bardzo dobre efekty dało odejście od dolara amerykańskiego w kierunku funta trzy lata temu. Te i inne decyzje na przestrzeni dwóch lat dały dodatkowy miliard dolarów zysku. Według najnowszej strategii zarządzania rezerwami docelowo NBP będzie mógł inwestować także w akcje i instrumenty pochodne. Kiedy będziemy w strefie euro, nic nie będzie stało na przeszkodzie, by zacząć więcej zarabiać na rezerwach. Banki centralne na świecie zmieniają podejście do inwestowania rezerw, np. norweski bank centralny obecnie ma 40 proc. środków ulokowanych w akcjach. Dzięki temu roczne stopy zwrotu mogą wzrosnąć nawet dwukrotnie w porównaniu ze strategiami zakładającymi inwestycje wyłącznie w bony i obligacje, co pokazują przykłady z Azji, takie jak Government of Singapore Investment Corporation. Praktykuje się też lokowanie rezerw w państwowych funduszach inwestycyjnych, gdzie dobrze opłacani specjaliści zarządzają częścią rezerw. Wzrost gospodarczy mógłby być wyższy, gdyby stosowano odważniejsze strategie inwestycyjne.
• Co czeka polską gospodarkę w krótszej perspektywie?
- Moja prognoza na najbliższe trzy lata to wzrost na poziomie 4-6 proc. Spory przedział wahań uzasadniam dużą niepewnością na świecie. Wzrost w Polsce generowany jest popytem wewnętrznym, który jest wspierany silnie rosnącymi płacami. Inwestycje rosną i będą rosły dalej i taka inercja jakiś czas potrwa. Wydaje mi się, że deficyt na rachunku bieżącym może rosnąć szybciej niż się spodziewamy, co z kolei powinno przystopować aprecjację złotego. W krótkiej perspektywie spodziewam się kolejnych podwyżek stóp procentowych. Ale w dłuższym okresie pojawią się bariery infrastrukturalne, chociażby wspomniany brak prądu.
• Odczujemy wpływ kryzysu w USA?
- Kryzys uderzył bardzo selektywnie w serce światowej finansjery, natomiast gospodarka ma się dobrze. Jeżeli spojrzeć z perspektywy krajów rozwijających się, to widać, że rozwijają się one dość szybko. Wpływ spowolnienia w USA na kraje wschodzące będzie istotnie mniejszy niż 10-15 lat temu. Kryzys spowoduje, że Stany Zjednoczone szybciej utracą rolę globalnego lidera gospodarczego.
KRZYSZTOF RYBIŃSKI
w latach 2004-2007 wiceprezes Narodowego Banku Polskiego, na początku 2008 roku złożył rezygnację ze stanowiska. Obecnie partner w Ernst & Young.