Rozmawiamy z MARKIEM MICHAŁOWSKIM, prezesem Budimeksu - Tak dobrej sytuacji dla inwestycji infrastrukturalnych jeszcze nie było. Mamy pieniądze unijne, spadają koszty robocizny i materiałów. Najważniejsze to przyspieszyć przetargi.
● Zaskoczył pan wszystkich, mówiąc niedawno, że mamy bardzo dobry okres dla budownictwa infrastrukturalnego.
- Bo ten okres rzeczywiście jest sprzyjający. Mamy pieniądze unijne, więc mamy za co budować. Ze względu na światowy kryzys fachowcy wracają do kraju. Spadają więc koszty inwestycji. Do tego nie ma żadnego problemu z zakupem czy leasingiem maszyn, które są potrzebne przy budowie dróg. Jeśli będzie ich brakowało, to można je sprowadzić z zagranicy. Klimat do inwestycji infrastrukturalnych jest więc świetny, tylko brać się do roboty i jak najszybciej budować. Na pewno dużo łatwiej będzie się nam wychodziło z kryzysu, jeśli będziemy mieli dobrze rozbudowaną infrastrukturę.
● Jest pan optymistą?
- Tak, bo mimo wszystkich narzekań coraz więcej pieniędzy wykorzystujemy. W 2008 roku Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad wydała 16 mld zł. Planowano oczywiście zdecydowanie więcej, ale ten wynik też nie jest zły. W tym roku pierwsze plany mówiły o inwestycjach wartości 32 mld zł. Teraz skorygowano je do 28 mld. To nadal jest ogromna kwota. Nawet jeśli GDDKiA wyda 24 mld zł, to będzie to wzrost o 50 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem. Myślę, że to jest realna prognoza na ten rok. Do tego trzeba jeszcze dodać wydatki infrastrukturalne samorządów. One także wydają sporo pieniędzy na budowę ulic i mostów. Niebawem w Warszawie ma się rozpocząć budowa mostu Północnego, Wrocław buduje obwodnice, a Kraków uruchamia szybki tramwaj. Jest sporo inwestycji samorządowych. To powoduje, że to wszystko rzeczywiście zaczyna się kręcić coraz szybciej.
● Ale czy nie za szybko? Są malkontenci, którzy obawiają się, że nasze firmy nie są w stanie sprostać tym inwestycjom.
- Ja się tego nie boję. W tej chwili firmy z naszej branży pracują na 60-80 proc. swoich mocy, więc są jeszcze spore rezerwy. Zwiększenie mocy przerobowych o kilkadziesiąt procent nie będzie żadnym problemem. Przedsiębiorstwa są do tego przygotowane. GDDKiA ogłasza coraz więcej przetargów na zasadzie zaprojektuj i wybuduj. To oznacza, że firmy mają więcej czasu na przygotowanie. Po wygranym przetargu zaprojektowanie odcinka drogi, zdobycie wszystkich pozwoleń zajmuje najczęściej rok. To okres, w którym spokojnie można przygotować całą ekipę fachowców i zgromadzić sprzęt.
● Ale wielu przedstawicieli firm, które zajmują się budową infrastruktury, mówi, że ten wielki program budowy autostrad to program na papierze. Przetargów nie ma dużo i startuje w nich po 20-30 firm.
- Twierdzę jedynie, że co roku Skarb Państwa wydaje na infrastrukturę coraz więcej - może nie tyle, ile byśmy chcieli, ale jednak coraz więcej. To prawda, że ze względu na kryzys na świecie rośnie też konkurencja na naszym rynku. W naszych przetargach pojawiają się zupełnie nowe firmy z Grecji, Włoch, Portugalii, Hiszpanii, Turcji i Chin. Do konkurencji musimy się jednak przystosować. Prezesi, którzy narzekają na konkurencję, nie mają racji. Ja myślę, że firmy zasiedziałe na naszym rynku, które posługują się polskimi siłami wytwórczymi, mają dużą przewagę nad tymi przedsiębiorstwami, które dopiero wchodzą na nasz rynek.
● Jeszcze rok temu ceny uzyskiwane w przetargach były o 20-30 proc. wyższe niż ceny ofertowe. Dzisiaj wykonawcy godzą się budować nawet za 60-70 proc. ceny ofertowej. Jak to jest możliwe?
- Jest kryzys i poza budownictwem infrastrukturalnym wszystkie branże ostro hamują. Infrastruktura nie wykupi wszystkiego, więc materiałów budowlanych jest coraz więcej i ich ceny spadają. Do tego znikła niemal presja na podwyżki płac. O ile niedawno podwyższaliśmy płace o 20-30 proc. rocznie, o tyle teraz nie ma takiej potrzeby. Gdy ceny szły w górę, startując w przetargach, mieliśmy świadomość, że inwestycje będziemy realizować za kilka miesięcy, gdy będzie już drożej. Dzisiaj koszty budowy spadają i wygląda na to, że ceny jeszcze trochę spadną. Tym samym w ofertach możemy zaproponować niższą cenę.
● Budimex operuje też na rynku mieszkaniowym, na którym jest kryzys. Jak pan ocenia deweloperów, którzy w czasie kryzysu chwalą się ponad 30-proc. marżą.
- To jest przede wszystkim efekt księgowy. Tak wysokie marże są już wyjątkiem. 30 proc. to jest zysk z inwestycji rozpoczętych dwa lata temu. Zobaczymy, jaka będzie rentowność za rok, dwa, gdy oddawane będą osiedla rozpoczynane teraz. Myślę, że będzie to 10-15 proc., a może jeszcze mniej.
● A Budimex nie ma żadnych problemów?
- Wykorzystujemy nasze moce w okolicach 80 proc., czyli lepiej niż średnia rynkowa. Jesteśmy jednym z liderów rynku, a Budimex-Dromex wygrywa wiele przetargów drogowych. Za rok nawet 80 proc. naszych zleceń to będą inwestycje infrastrukturalne. Nasz portfel zamówień w tej chwili ma wartość ponad 7 mld zł, z czego ponad 5 mld to infrastruktura. Wspólnie z Ferrovial Agroman będziemy budowali autostradę A1 na odcinku Stryków-Pyrzowice o wartości prawie 7 mld zł, budujemy drogę ekspresową w Warszawie, autostradową obwodnicę Wrocławia itd. Startujemy też w kolejnych przetargach, między innymi na budowę Stadionu Narodowego, przebudowę Stadionu Śląskiego i w prawie każdym dużym przetargu infrastrukturalnym w kraju.
● MAREK MICHAŁOWSKI
pracę w Budimeksie rozpoczął w 1978 roku, prezesem firmy został w 1998 roku. Członek Rady Głównej BCC i prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa