Rozmawiamy z ANDRZEJEM KĄDZIELAWĄ z Instytutu Elektroenergetyki Politechniki Warszawskiej - Każda z grup energetycznych kupuje energię przede wszystkim od swoich wytwórców. Rynek został źle zaprojektowany, staje się rynkiem producenta.
• Kończą się konsultacje nad założeniami Polityki energetycznej państwa. Strategia do 2030 r. przygotowanymi przez Ministerstwo Gospodarki. Czy projekt był dobrym punktem wyjścia do debaty o perspektywach sektora, czy dobrze zdefiniował priorytety?
- Projekt jest implementacją celów, jakie Unia Europejska nakreśliła przed energetyką, zawiera priorytety, które są pochodną naszych zobowiązań wynikających z umów akcesyjnych z 2004 r. i innych dyrektyw Komisji Europejskiej. Ma charakter dostosowawczy, jest mało kreatywny. A powinien być, jeśli sektor - tak ja to widzę - ma się szybko rozwijać i aktywnie wpływać na gospodarkę. Zabrakło ogólnej wizji energetyki i roli, jaką miałaby spełniać w krajowej gospodarce. Oczekiwałem, że zostanie powiedziane, iż ma być czynnikiem dynamizującym i gwarantującym rozwój. Jeśli najważniejsze jest bezpieczeństwo energetyczne państwa, a to moim zdaniem jedyny wyróżniony priorytet - to należało pokazać, w jakiej formie, jak mocno energetyka będzie wpisana w misję całej gospodarki, a polityka energetyczna w długofalową strategię gospodarczą. I odwrotnie.
W założeniach jest dużo odniesień do analiz, statystyk, projekcji ogłoszonych m.in. przez Międzynarodową Agencję Energii, natomiast nie ma odniesień do opracowań analitycznych wykonanych u nas, na podstawie aktualnej pogłębionej wiedzy o sytuacji i perspektywach naszego sektora, w otoczeniu krajowej gospodarki. Tego mi zabrakło. Niestety w Polsce nie ma dziś poważnego ośrodka naukowo-badawczego, który by w sposób systematyczny zajmował się analizami i aktualizacją prognoz związanych z energetyką. Ostatni taki ośrodek był przy Polskiej Akademii Nauk, ale to już historia.
• A jak środowisko związane z sektorem odniosło się do założeń?
- Instytucje i organizacje do tego zobligowane przesłały do resortu gospodarki opinie z propozycjami, poprawkami, uzupełnieniami. Ale były to nie tyle materiały do dyskusji, ile prezentacja oczekiwań różnych środowisk, które próbują zaakcentować swoje interesy, licząc że znajdą się w ostatecznym kształcie projektu. Tymczasem polityka energetyczna - choć jak każda inna musi być wypadkową kompromisów - nie może być koncertem życzeń. I liczę na to, że nie będzie. Tu często potrzebne są trudne decyzje, uwzględniające przede wszystkim długofalowe skutki. Jedni będą je głośno kontestować, inni nabiorą wody w usta, będą czekać. Myślę zwłaszcza o inwestorach.
• Czy można mówić o skutecznej polityce energetycznej, w sytuacji kiedy nie mamy konkurencyjnego rynku energii?
- O skuteczności polityki energetycznej decyduje stworzenie ram i warunków organizacyjnych, prawnych, ekonomicznych do zachowania ciągłości zasilania w energię i surowce energetyczne odbiorców przemysłowych i indywidualnych, w perspektywie wielu lat. Jeśli będzie to osiągane za pomocą mechanizmów rynkowych, jeśli te mechanizmy okażą się skuteczne - to w porządku. Jeśli nie - to dla mnie ważniejsze jest bezpieczeństwo niż wspieranie konkurencji jako celu samego w sobie. Godzę się z regulacją rynku, jeśli to konieczne, byleby gwarantowała długoterminowe bezpieczeństwo.
• Zrealizowany został wielki program konsolidacji sektora elektroenergetycznego. Powstały cztery grupy energetyczno-kapitałowe, ogłoszono sukces, a teraz - jak twierdzą niektórzy - efektem konsolidacji jest parcie wytwórców energii na wzrost cen.
- Mamy grupy kapitałowe, przekształcające się w koncerny energetyczne, ale one są za mocno wewnętrznie powiązane, żeby wytworzyć presję konkurencyjną. Każda z grup kupuje energię przede wszystkim od swoich wytwórców, co znacznie ogranicza płynność rynku, każda handluje jedynie nadwyżkami, które okazują się bardzo małe. Rynek został źle zaprojektowany, staje się rynkiem producenta. Do wymagań rynku konkurencyjnego nie jest przygotowana infrastruktura sieciowa, wskutek czego uaktywniają się ograniczenia systemowe, które paraliżują konkurencję. Już na początku uruchomienia rynku w 2000 r. bloki elektrowni systemowych powinny być przyłączone tylko do sieci przesyłowej najwyższych napięć. Jeśli wprowadzają moc również do sieci dystrybucyjnej 110 kV, to w poszukiwaniu redukcji kosztów własnych prowadzą swoistą grę rynkową z operatorem sieci przesyłowej, który odpowiadając za operatywne bezpieczeństwo elektroenergetyczne, narażony jest na dodatkowe koszty. Wykorzystują wszystkie informacje z rynku, żeby zwiększyć zysk. Z ich punktu widzenia jest to słuszne.



• Czy pomysł, żeby całą czy większość wyprodukowanej energii sprzedawać przez giełdę może być lekarstwem na ten stan?
- Pomysł nie jest nowy. Wprowadzili go Brytyjczycy, którzy w Europie byli prekursorami rozwiązań rynkowych. Już w 1994 r. zastosowali w swojej elektroenergetyce tzw. pool, czyli odpowiednik obligatoryjnej giełdy energii, gdzie obowiązek zgłaszania ofert sprzedaży dotyczył wszystkich wytwórców z wyjątkiem elektrowni jądrowych. Ale wycofali się po kilku latach, gdyż ceny giełdowe stały się nieprzewidywalne, pool utracił bardzo ważną cechę wiarygodności informacyjnej poziomu cen, zaczęły się dziać przysłowiowe spekulacyjne cuda. Ci, co aktualnie forsują sprzedaż całości energii na giełdzie, powinni uwzględnić doświadczenia brytyjskie - uczenie się na błędach innych jest znacznie tańsze.
Giełda sprawdza się bez zastrzeżeń w wielu obrotach towarowych, ale dla towaru, jakim jest energia elektryczna, gdzie sieciowy system dostawy wprowadza specyficzne uwarunkowania, jest w swojej efektywności znacznie ograniczona i podatna na manipulacje.
Nasz rynek energii staje się rynkiem producenta, gdyż zaczyna brakować energii. Elektrownie próbują dyktować swoje warunki. W tej sytuacji giełda jedynie zalegalizuje wysokie żądania wytwórców. Z punktu widzenia bezpieczeństwa elektroenergetycznego, problem nawet nie tkwi w wysokości cen, tylko w tym, że przy obecnym niskim poziomie jakości zarządzania grupami kapitałowymi brak jest gwarancji, że dodatkowe przychody zostaną przeznaczone na rozwój inwestycji, a nie roztrwonione na bieżące potrzeby. Kwestie konkurencji, giełdy energii, a przede wszystkim rozwoju sieci wewnętrznej i transgranicznej powinny zostać skonkludowane w ostatecznym kształcie polityki energetycznej państwa.
• W jaki sposób recesja w gospodarce, która może potrwać kilka lat, znajdzie odbicie w polityce wobec sektora elektroenergetycznego?
- W dokumencie powinien znaleźć się rozdział, który będzie określał, jakie przedsięwzięcia mogą i powinny być podejmowane w sytuacjach kryzysowych, związanych z recesją gospodarczą, spadkiem produkcji, zapotrzebowania na energię, dostępności surowców, itp. Należałoby określić, czy i w jakim stopniu będą się zmieniać priorytety. Przykładowo: gdyby się miało okazać, że wystąpią braki żywności, to rolnictwo na pewno nie będzie rozwijało produkcji biopaliw.
• A czy ogłoszony ostatnio rządowy pakiet antykryzysowy, który w części dotyczącej energetyki mówi m.in. o zwiększeniu regulacyjnych uprawnień URE, np. do kontroli nadmiernego wzrostu cen energii, wyasygnowaniu 1,5 mld zł z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej na wsparcie inwestycji w odnawialne źródła energii - wpłynie na ostateczny kształt tej polityki?
- Trudno się odnieść do zamierzeń przedstawionych przez ministra finansów bez znajomości całości koncepcji, którą powinno przygotować Ministerstwo Gospodarki. Czy to, o czym pisze prasa, wystarczy jako osłona energetyki? Obawiam się, że nie. To są propozycje hasłowe, punktujące kierunki działań. Nie widać szerszego ich kontekstu, koniecznego podejścia systemowego.
Mam obawy, że deklaracja o blokowaniu cen energii odbije się na inwestycjach, odebrana zostanie przez inwestorów jako sygnał, żeby odłożyli na później swoje plany budowy nowych elektrowni. W sytuacji kiedy energetyka czeka na wielką modernizację, na skok technologiczny, sprawa cen jest zapowiedzią nie do końca przemyślaną. Twórcom części energetycznej pakietu zabrakło wizji, a może też całościowego gospodarczego widzenia problemów energetyki.