W minionych tygodniach mieliśmy wysyp niepokojących danych na temat sytuacji gospodarczej w Polsce. Powiało syberyjskim mrozem, który zapowiada recesję.
Zatrudnienie od początku roku spada, podobnie jak płace realne. Wrześniowa koniunktura w przemyśle jest najgorsza od 10 lat, w budownictwie od 12 lat, a w handlu detalicznym od 7 lat. Produkcja przemysłowa spada, a budowlano-montażowa wręcz leci na złamanie karku. Indeks PMI dla Polski, który podsumowuje opinie menedżerów odpowiadających za zakupy w firmach, wskazuje na silne pogorszenie nastrojów. Oddzielne badania koniunktury prowadzone przez NBP wskazują na coraz gorsze przewidywania firm na najbliższe miesiące. Budżet ma poważne problemy, bo załamały się dochody podatkowe, podobne problemy ma NFZ.
W tym tygodniu GUS opublikował Biuletyn Statystyczny, a w nim garść kolejnych danych. Sprzedaż detaliczna w ujęciu realnym (po uwzględnieniu inflacji) spadła we wrześniu wprawdzie symbolicznie, ale dane o płacach i zatrudnieniu zapowiadają głębsze spadki. Tym bardziej że w październiku znowu pogorszyły się i tak już podłe nastoje konsumentów, szczególnie niepokoi silny strach przed bezrobociem, niespotykany od czasu spowolnienia w latach 2001 – 2002. We wrześniu doszło do gwałtownego załamania sprzedaży hurtowej. Silnie spadła też liczba pozwoleń na budowę. Rok temu w miesiącach letnich liczba mieszkań w budowie wzrosła o kilkanaście tysięcy, teraz spadła o ponad tysiąc. Widać, że problemy czekają nie tylko firmy, które budowały stadiony i autostrady, lecz także deweloperów. Ciekawe jest to, że rok temu w trzecim kwartale przybyło tylko około sześć tysięcy osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą, a w tym roku w tym samym okresie prawie 20 tysięcy. Ponieważ produkcja i sprzedaż spadają, a firm przybywa, można przypuszczać, że jednym z motywów tworzenia nowych firm jest chęć optymalizacji podatkowej. Takich osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą jest prawie trzy miliony. Nic dziwnego, że ministrowi finansów znikają wpływy podatkowe. Maleją też przewozy ładunków, głównie koleją, przy minimalnym wzroście przewozów samochodowych. Polska jest liderem przewozów drogowych w Europie, widać, że teraz lider też łapie zadyszkę.
Opublikowane dane o koniunkturze w firmach w październiku potwierdzają odczyty wrześniowe, koniunktura dalej się pogarsza we wszystkich sektorach i jest najgorsza od dekady dla października dla przemysłu, od 12 lat w budownictwie i od 7 lat w handlu. Pogarsza się sytuacja we wszystkich grupach usług, nawet w finansach i ubezpieczeniach, które do tej pory miały się dobrze. W danych szczegółowych można na przykład wyczytać, że następuje prawdziwa rzeź wśród restauracji i hoteli, w tym sektorze też szykują się liczne bankructwa i zwolnienia.
Taki jest obraz polskiej gospodarki na przełomie trzeciego i czwartego kwartału, a przecież wszyscy oczekują, że najgorsze dopiero przed nami. Wzrost gospodarczy w USA przed wyborami sztucznie pompowany przez administrację Obamy w przyszłym roku gwałtownie siądzie, bo skończą się antykryzysowe ulgi podatkowe, czyli pojawi się tzw. klif podatkowy. Izrael, który już przebiera nogami, żeby zaatakować Iran, na pewno to zrobi, wysyłając ceny ropy w stratosferę. Kryzys w strefie euro się pogłębia. Nawet chińska lokomotywa dostała zadyszki. W takim otoczeniu gospodarczym, przy jednoczesnym wygaszaniu inwestycji infrastrukturalnych finansowanych środkami unijnymi, w warunkach oszczędności garbowanych na skórze samorządów przez ministra Rostowskiego i przy coraz podlejszych nastrojach, czeka nas naprawdę ciężki rok. Rok recesji.
Gdy rok temu prognozowałem taki rozwój sytuacji, inni przewidywali ożywienie, zarażeni urzędowym optymizmem ministra Rostowskiego. Teraz minister pozostał w swoim utopijnym optymizmie sam. Jak golas trzęsący się z zimna na syberyjskim mrozie coraz gorszych danych z gospodarki.
Już wiemy, że będzie bardzo źle. Wiemy też, co planuje rząd – kontynuację inwestycji publicznych za pomocą inżynierii finansowej, by wydatków nie księgować jako wydatki i żeby nowy dług nie był długiem. Jednak zorganizowanie takich projektów wymaga czasu i nie wpłyną one znacząco na sytuację gospodarczą w 2013 r. To tak jakby zapalić zapałkę w nieogrzewanym domu na 40-stopniowym mrozie. Przez kilka sekund będzie się wydawało, że jest cieplej.