Polska wyszła z poprzedniej recesji obronną ręką między innymi dzięki osłabionej walucie. Obecne spowolnienie może bardziej nam dokuczyć. A złoty jak na razie nie pomaga, choć widać pierwsze oznaki jego słabości.

Pierwsze cztery miesiące roku były dla naszej waluty bardzo dobre. Kurs dolara od początku stycznia do końca lutego spadł z 3,5 do około 3 zł, czyli o 14 proc. Przez kolejne dwa miesiące poruszał się w przedziale 3,1-3,2 zł. W przypadku euro zmiany te były nieco mniejsze, sięgały 10 proc. W tym czasie umocnienie złotego pracującej na wysokich obrotach gospodarce nie przeszkadzało, a dla wielu ekonomistów i przedstawicieli rządu stanowiło powód do optymizmu. Nie dostrzegali oni pogarszających się tendencji w handlu zagranicznym.

Wysoka jeszcze w styczniu dynamika eksportu, w kolejnych miesiącach stopniowo ulegała zahamowaniu. Topniejącemu zagranicznemu zapotrzebowaniu na nasze produkty i usługi nie pomogło majowe gwałtowne osłabienie złotego. W ciągu miesiąca przekroczyło ono 13 proc. Tak dynamiczne i krótkoterminowe wahania nie są jednak w stanie zmienić bardziej trwałych tendencji. Od początku czerwca do końca drugiej dekady sierpnia nasza waluta ponownie zyskiwała na sile.

Ostatnie dni sierpnia przyniosły ponownie osłabienie złotego. Trudno w tej chwili ocenić, czy mamy do czynienia z początkiem poważniejszego i trwałego ruchu. Jest to prawdopodobne w kontekście zmiany nastawienia (na razie jedynie werbalnej) prezesa Narodowego Banku Centralnego i części członków Rady Polityki Pieniężnej, zakładającego rosnące prawdopodobieństwo rozpoczęcia cyklu obniżek stóp procentowych. Pierwsze decyzje w tej kwestii mogą nastąpić już w najbliższych miesiącach, a skala redukcji kosztu pieniądza może być większa niż jeszcze do niedawna prognozowano.

Kurs dolara i euro w złotych / Media

To właśnie zapowiedź zmiany nastawienia w polityce pieniężnej spowodowała gwałtowne osłabienie złotego. Trudno oszacować siłę wpływu tego czynnika na sytuację na rynku walutowym w najbliższej przyszłości, ale to właśnie wysokie stopy procentowe napędzały wzrost notowań naszej waluty. Prawdopodobnie ulegnie on wzmocnieniu przez dwa kolejne czynniki. Pierwszym może być wzrost niechęci do ryzyka wśród inwestorów zagranicznych, co osłabi ich zainteresowanie kupnem naszej waluty. Drugi, będący konsekwencją poprzednich, to możliwa ucieczka inwestorów zagranicznych, tak chętnie do niedawna kupujących polskie obligacje. Element niepewności związany jest z ewentualnymi decyzjami Europejskiego Banku Centralnego i amerykańskiej rezerwy federalnej.

Przystąpienie do skupowania obligacji zadłużonych państw strefy euro może poprawić nastroje na naszym kontynencie i spowodować ponowny wzrost zainteresowania polską walutą i papierami skarbowymi. Poprzednie działania EBC w postaci udzielania bankom niskooprocentowanych pożyczek (LTRO) były jedną z przyczyn runu inwestorów zagranicznych na złotego i obligacje. Teraz może być podobnie, choć prawdopodobnie reakcja będzie nieco słabsza. Takiego samego efektu (umocnienia złotego) można oczekiwać w przypadku rozpoczęcia przez Fed trzeciej rundy ilościowego luzowania polityki pieniężnej. Decyzja EBC spodziewana jest już na najbliższym posiedzeniu 6 września. Fed prawdopodobnie podejmie decyzję w październiku lub listopadzie.

Takie rozłożenie w czasie posunięć głównych banków centralnych może powodować, że tendencja umacniania się złotego lub pozostawania jego notowań na wysokim poziomie może utrzymać się prawie do końca roku. Obniżka stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej tę tendencję mogłaby w pewnym stopniu równoważyć, tym mocniej, im cięcia byłyby szybsze i bardziej radykalne niż oczekuje rynek.

Poza czynnikami fundamentalnymi, takimi jak osłabienie tempa wzrostu naszej gospodarki oraz zewnętrznymi, możemy liczyć na zjawiska sezonowe na rynku walutowym. Od kilku lat w drugiej połowie roku złoty ma tendencję do słabnięcia (wyjątek mieliśmy w 2009 roku, czyli w roku, w którym doszło do pamiętnego załamania notowań naszej waluty w pierwszych miesiącach roku).

Nawet gdyby miał miejsce scenariusz „optymistyczny”, zakładający osłabienie naszej waluty, nie wiadomo, czy ta tendencja miałaby podobnie zbawienny wpływ na naszą gospodarkę, jak czasie poprzedniego globalnego załamania. Ostatnie dane dotyczące dynamiki eksportu i importu gigantów światowego handlu, czyli Niemiec, Chin, Japonii i w nieco mniejszym stopniu Stanów Zjednoczonych, nie pozostawiają wątpliwości, że obecne kłopoty mogą być także poważne. Nawet jeśli załamanie będzie mniejsze niż poprzednio, to trzeba pamiętać, że uderzy ono w gospodarki, którym do pełni formy wciąż było daleko. Dane za drugi kwartał wskazują, że zjawisko to może być widoczne także u nas. Trudno liczyć, że samo osłabienie złotego „załatwi” nam ponownie status zielonej wyspy.

Roman Przasnyski