Uważam się za Europejczyka nie tylko w oczywistym sensie geograficznym, lecz także w głębokim znaczeniu kulturowym.
Postawę tę rozumiem jako szacunek dla europejskiego, wspólnie tworzonego przez wieki kanonu cywilizacyjnego, jako trudne do wyrażenia poczucie wspólnoty duchowej z mieszkańcami naszego kontynentu, wreszcie – najważniejsze – jako chęć i gotowość do działania na rzecz stworzenia w przyszłości prawdziwie wspólnej Europy.
Przed dekadą, kiedy zaangażowany byłem w akcję na rzecz referendalnego zwycięstwa w sprawie naszej akcesji do Unii, takie wyznanie europejskości nie było bohaterstwem. Znacząca większość racjonalnie myślących Polaków nie miała wtedy wątpliwości, jakiego dokonać wyboru. Dzisiaj stwierdzam z niepokojem, że nawet niektórzy z nich zaczynają mieć wątpliwości co do czekających nas konsekwencji tej decyzji. I nie jest pociechą, że to kłopoty strefy euro i ogólny pesymizm gospodarczy, a nie nasza własna unijna rzeczywistość są głównymi przyczynami rosnącego sceptycyzmu. Tak czy inaczej mam dzisiaj chęć powtórzyć, mocniej niż kiedykolwiek przedtem, że wspólna Europa to cywilizacyjny megaprojekt, który nie może się nam nie udać.
Zgoda, Unia ma swoje fundamentalne słabości. Nieefektywny system administrowania generujący nie tylko olbrzymie koszty bezpośrednie, lecz także wysoce szkodliwe przeregulowanie całych sektorów gospodarki, daleki od ideałów demokracji sposób decydowania o składzie kluczowych europejskich instytucji, narodowe egoizmy i niedostatki praktycznej solidarności skutkujące częstym podejmowaniem ważnych decyzji na poziomie szefów rządów poza brukselskimi instytucjami czy wreszcie niespójna polityka międzynarodowa w kluczowych dla Europy sprawach (energetyka, bezpieczeństwo) – to niestety tylko początek listy unijnych niedomagań.
W hierarchii ważności stojących przed nami wyzwań na pierwszym miejscu postawiłbym potrzebę budowy europejskiej kultury strategicznej. Składają się na to m.in. odwaga do kreowania wielkich, inspirujących wizji przyszłej Europy, stworzenie wiarygodnego, mówiącego jednym głosem przedstawicielstwa Unii we wszystkich znaczących organizacjach międzynarodowych (w tym w grupie G20), jasna wizja współpracy z NATO. Aby przybliżyć realizację takiej wizji, Unia musi konsekwentnie budować swą siłę gospodarczą. Konieczna jest do tego racjonalna polityka rozwoju energetyki biorąca za podstawę, obok proekologicznej wrażliwości, twarde realia ekonomiczne i polityczne.

Poprawiajmy wady, brońmy własnych interesów w ramach idei państw narodowych, ale nie przykładajmy się do niszczenia unijnej wspólnoty

Potrzebne jest poważne potraktowanie wyjątkowo niekorzystnej unijnej sytuacji demograficznej i na tym tle doprowadzenie do jednolitej polityki migracyjnej. Trzeba szybko udoskonalić transgraniczną infrastrukturę energetyczną, kolejową i drogową oraz poważnie potraktować niedostatki polityki mobilności pracowników, uwzględniając problemy z brakiem jednolitości uprawnień socjalnych i emerytalnych. Należy stworzyć w całej Unii możliwość swobodnego, synergicznego przepływu wiedzy pomiędzy instytucjami sektorów edukacji, badań i innowacyjnej gospodarki, co oznacza także doprowadzenie do porównywalności dyplomów szkół wszystkich szczebli, ustanowienie zasad ochrony praw własności intelektualnej dostosowanych do realiów społeczeństwa sieciowego, stworzenie skuteczniejszych transgranicznych warunków pozyskiwania kapitału podwyższonego ryzyka oraz funkcjonowania procedur partnerstwa publiczno-prywatnego i systemów zamówień publicznych.
Trzeba w państwach członkowskich i na poziomie unijnym skoordynować systemy prowadzenia badań naukowych, bo konkurencja i współpraca w tym zakresie to najpewniejsza droga do przełomowych innowacji, w miejsce jedynie udoskonalania istniejących od dawna produktów i usług. W powiązaniu z postawieniem sobie przez Unię ambitnych celów w postaci rozwoju nowych technologii energetycznych, nowych metod produkcji żywności wysokiej jakości czy nowych metod diagnostyki i terapii medycznej stworzyłoby to szansę na gruntowną zmianę coraz bardziej kulejącego wkładu Europy do cywilizacyjnego rozwoju świata. Wszystko oczywiście pod warunkiem usprawnienia unijnego systemu zarządzania skoncentrowanego na realizacji celów, a nie na biurokratycznym „wszystkoiźmie”.
Krótko mówiąc, poprawiajmy wady, twardo brońmy własnych interesów w ramach – to dzisiaj zdaje się niezbędne – idei państw narodowych, ale za żadne skarby nie przykładajmy się do niszczenia unijnej wspólnoty. Zaprzepaszczenia dziejowej szansy na stworzenie sobie godnego, bezpiecznego życia w ramach najbliższego nam przecież modelu cywilizacyjnego historia nigdy by nam nie wybaczyła.