Grecja odzyskała prasowe nagłówki. Interpretacje greckiej sytuacji, a szczególnie pomysły na terapię, nie są jednolite. Ba, są nieomal sprzeczne.
Jedni akcentują, że wszystkiemu winna jest nieodpowiedzialna polityka i życie ponad stan, a terapia wymaga przejścia przez padół łez. Inni eksponują to, że partnerzy Grecji mieli długo interes, by nie dostrzegać greckiej balangi, i zarabiali na dostarczaniu na balangę produktów. Ci podkreślają, że zaciskanie pasa prowadzi donikąd.
Trzymając się faktów, można złagodzić różnicę poglądów w kwestii diagnozy. Z pewnością to greckie władze odpowiadają za kumulację zadłużenia i utratę konkurencyjności. Ale trzeba dodać, że Grecja nie zabrnęłaby tak daleko, gdyby nie wstąpiła do strefy euro, która miała być lekiem na wszelkie zło. Greccy politycy, to zrozumiałe, chcieli, by ich kraj dostał się do raju.
Jednak diagnoza nie jest dziś tak ważna. Sytuacja jest wszak jednoznaczna: Grecja jest faktycznym bankrutem. Pytanie brzmi: czy jest to równoznaczne z wyjściem ze strefy euro, czy też Grecja przezwycięży krach, przyjmując lekarstwo przepisane przez unijnych lekarzy i pozostając pod ich kuratelą. Obydwa warianty mogą mieć różne scenariusze. W wariancie pozostania złudne jest jednak oczekiwanie sukcesu na drodze realizacji narzuconego pakietu. Nawet gdyby większość greckiej klasy politycznej zaakceptowała kontynuację uzgodnionej polityki, nie widać dobrej szansy na osiągnięcie celu: przywrócenie wzrostu, odzyskanie zdolności do obsługi zadłużenia i oczywiście konkurencyjności. Grecja w ubiegłym roku odnotowała ponad 6-proc. recesję i ma już gigantyczne bezrobocie. Teoretycznie można sobie wyobrazić dalsze przykręcanie śruby i pielęgnować nadzieję, że np. przy PKB niższym o 25 proc. (i np. 30-proc. bezrobociu) deficyt za 2 – 3 lata będzie bliski zera. Ale zadłużenie w stosunku do PKB i tak poważnie wzrośnie, więc pożyczanie na rynku nadal nie będzie możliwe. No i są jednak wyborcy.
Jeżeli Unia chce zatrzymać Grecję w strefie euro, musi znaleźć na pomoc dla tego kraju dużo więcej pieniędzy. Celem powinien być nowy finansowy początek – jednorazowa redukcja zadłużenia do poziomu 70 – 80 proc. PKB. Grecja nadal będzie stać przed wielkim wyzwaniem, ale być może z szansą na sukces.

Dobry, ale trudny politycznie sposób to ubezpieczone bankructwo

Chyba lepszym rozwiązaniem jest zgoda na formalne bankructwo (i oczywiście wyjście ze strefy euro, ale pozostanie w Unii) pod warunkiem udzielenia Grecji zmasowanej pomocy. Tylko pod tym warunkiem istnieje mocna szansa uniknięcia zawieruchy na rynkach finansowych i nowej recesji. Tylko taki scenariusz może być politycznie akceptowany przez Greków. Problemem obydwu scenariuszy są pieniądze. Kluczowe są Niemcy, a tam Angela Merkel już się martwi, że przegra wybory, bo wydała rzekomo za dużo na Grecję. Jeżeli jednak Niemcy i inni też nie przejdą próby wyobraźni, to mamy potencjalnie wielki problem.
Przyjmijmy jednak, że kwestia pieniędzy jest rozwiązywalna. Dlaczego w takim razie scenariusz bankructwa wydaje się lepszy? Generalna odpowiedź wydaje się prosta: nie ma dobrej szansy na efektywne funkcjonowanie strefy euro w obecnym składzie. Szanse te ma albo część północna (Niemcy, Francja, Holandia, Belgia, Austria), albo część południowa (Włochy, Hiszpania, Grecja), ale ze względów politycznych tylko Północ może pozostać przy euro i to pod warunkiem uznania wiodącej roli tandemu niemiecko-francuskiego.
Wariant „ubezpieczonego” bankructwa Grecji jest politycznie trudny. Jak słusznie zauważył Piotr Kuczyński (firma Xelion), po niedługim okresie od bankructwa Grecy pewnie by się podnieśli i wtedy wśród obecnych członków strefy euro znaleźliby się kandydaci do powtórzenia tej drogi. Politycznemu establishmentowi Unii taki scenariusz spędza sen z powiek. I nie dziwota. Wszak byłaby to bolesna porażka ich rzekomo jedynie słusznej wizji. Ale byłyby też konsekwencje ekonomiczne. „Euro północy” z pewnością silnie by aprecjowało. Zmniejszyłaby się słynna niemiecka konkurencyjność, a Francuzi mogliby znaleźć się w bardzo niekomfortowej sytuacji. Jeśli o polityce gospodarczej myśli się na serio i nie myli się jej z rozwiązywaniem seminaryjnego problemu, to jest oczywiste, że nie ma prostego wyjścia. Europa (i nie tylko) stoi przed bardzo poważnym problemem. Polska jest częścią Europy.