Wprawdzie Charles Dallara z Instytutu Finansów Międzynarodowych stwierdził przed dwoma dniami, iż nie jest jednoznaczne, iż wygrana partii lewicowych w Grecji będzie oznaczać wyjście tego kraju ze strefy euro, to jednak chyba na pragmatyzm tamtejszych polityków nie można zbytnio liczyć.

Z kolei inwestorzy na rynkach finansowych coraz bardziej obawiają się, że Europa nie ma żadnego planu „B”, aby uchronić się przed eskalacją kryzysu.

Dość celne wnioski na temat sytuacji w strefie euro przedstawił wczoraj (na dzień przed spotkaniem Ecofin) nasz minister finansów Jacek Rostowski. Jego zdaniem głównym zadaniem euro-decydentów jest teraz stworzenie efektywnego „firewalla”, gdyż obecna kombinacja funduszy EFSF i ESM jest niewystarczająca. Tym samym Europejski Bank Centralny powinien wziąć na siebie większą odpowiedzialność za rozwiązanie kryzysu, gdyż tylko on może zagwarantować fundusze, na które nie mogą pozwolić sobie politycy. Rostowski zaznaczył, iż najistotniejszą kwestią jest teraz podjęcie działań zabezpieczających przed szybkim rozprzestrzenieniem się kryzysowego wirusa. To cenny głos w dyskusji, ale czy słyszalny? Łatwo jest mówić o konieczności zwiększania firewalla, jeżeli samemu stoi się de facto z boku (pomijam tutaj wkład Polski do funduszy MFW).

Najprawdopodobniej najbliższe tygodnie okażą się kluczowe i pokażą ile jest warta tzw. europejska solidarność. Zwiększenie europejskich funduszy ratunkowych, czy też ewentualne działania kryzysowe w wykonaniu Europejskiego Banku Centralnego (cięcia stóp i LTRO3) nie zostaną przeprowadzone bez zgody Niemiec. Tymczasem w ostatnich miesiącach wielokrotnie mówiono, iż „ani jednego euro więcej”, a szef Buby – Jens Weidmann – coraz częściej wspominał o konieczności powolnego przygotowywania tzw. strategii wyjścia z obecnej ultra-liberalnej polityki. Koronnym argumentem – który poruszył kilka tygodni temu też sam szef ECB, Mario Draghi – była konieczność podjęcia większych wysiłków przez polityków.

Przekazywanie piłki meczowej słabym zawodnikom może być jednak dużym błędem – o tym wie każdy dobry trener. Bo okazuje się, że polityk to istota dość zależna od głosów wyborców, a ci dość szybko stracili cierpliwość do tych, którzy zapewniali o tym, iż gigantyczne cięcia wydatków są przeprowadzane dla wspólnego dobra… Europejska scena polityczna zaczyna się zmieniać – niestety nie na lepsze – i warto ten czynnik uwzględniać w długofalowej perspektywie – lata 2013-14. Dlaczego? Bo to jasno pokazuje, że jedynym liczącym się zawodnikiem na którym można polegać jest ECB – no chyba, że rzeczywiście zakładamy dezintegrację strefy euro.

Grecka tragedia będzie trwać nadal, chociaż w zasadzie mamy miesięczną przerwę – najbardziej prawdopodobnym terminem nowych wyborów jest 17 czerwca – do tego czasu będzie trwać mini-kampania wyborcza (PASOK i Nowa Demokracja chcąc odebrać wyborców SYRIZie mogą bardziej skręcać w lewo) – a wypowiedzi europejskich polityków zapewniających o swojej solidarności z Grecją i przypominających o konieczności wypełnienia przez ten kraj zobowiązań – będą klasycznym pustosłowiem. Jest jasne, że euro-decydenci mają teraz miesiąc na przygotowanie radykalnych rozwiązań w kwestii wspomnianego na początku firewalla, a także wypracowania konkretnego programu wsparcia dla Hiszpanii – to obecnie najsłabsze ogniwo po Grecji.

Temu powinien być poświęcony najbliższy nieformalny szczyt 23 maja, a także oficjalne spotkanie UE zaplanowane na 28-29 czerwca. Stanie się źle, jeżeli głównym tematem będą modyfikacje w pakcie fiskalnym, tak aby poza kwestią oszczędności uwzględnić też wzrost gospodarczy. Dlaczego? Bo to kolejne puste hasła – polityka wspierania wzrostu powinna być silne powiązana ze wzrostem konkurencyjności, czyli tak naprawdę radykalnymi reformami rynku pracy z ograniczeniem socjału, czy też likwidacją gospodarczej biurokracji. Który polityk na to się zdecyduje w środku kryzysu?

Dzisiaj rano na rynkach było nadal nerwowo – widoczna była ucieczka od ryzykownych aktywów, a rentowności obligacji krajów PIIGS pięły się mocno w górę – spekulanci dość dobrze rozgrywają kolejny akt euro-tragedii. Niemniej w każdym dynamicznym ruchu trafiają się mocne odbicia, akurat w przypadku złotego dokonało się to przy wsparciu banku BGK – informacje o interwencji na rynku pojawiły się około godz. 10.00 – wczoraj wiceminister Radziwiłł nie wykluczył powrotu do „starej polityki”, co już było zapowiedzią takiego ruchu biorąc pod uwagę sytuację na rynkach. Z kolei na rynkach międzynarodowych inwestorzy zaczynają realizować zyski obawiając się interwencji na hiszpańskim rynku długu przez ECB – na razie jednak potwierdzonych informacji na ten temat nie ma.

Dzisiaj w kalendarzu mamy ważny dla funta kwartalny raport Banku Anglii nt. inflacji (inwestorzy będą na tej bazie próbowali wyciągnąć wnioski na ile realne jest zwiększenie programu QE, chociaż biorąc pod uwagę dużą dynamikę zmian w strefie euro, wiele się może zmienić). To o godz. 11:30. Kolejne istotne publikacje przypadną na godz. 14:30 – pozwolenia na budowę domów i rozpoczęte budowy w USA za kwiecień – o wiele ważniejsze twarde dane o dynamice produkcji przemysłowej za ten sam okres (szacunki 0,6 proc. m/m). Słabsze dane o produkcji wzbudzą dodatkowe obawy, zwłaszcza iż nie najlepsze były wczorajsze dane o sprzedaży detalicznej.

Na wieczór (godz. 20:00) mamy publikację zapisków z ostatniego, kwietniowego posiedzenia FOMC. Jednak, ci którzy liczą na to, iż pojawią się tam dodatkowe informacje zwiększające prawdopodobieństwo zaistnienia programu QE3 mogą się przeliczyć. Nie oznacza to jednak, iż FED nie podejmie nadzwyczajnych działań już podczas posiedzenia 20 czerwca – gdyby dynamika wydarzeń w strefie euro nadal była tak duża. Być może wcześniej pojawią się próby wspólnych działań z ECB i innymi bankami centralnymi, chociaż tak jak wspomniałem na początku – nie ma pewności na ile ECB będzie chciał być elastyczny w kolejnej odsłonie kryzysu.

Niezależnie od tego jak złe mogą być perspektywy, to korekty są naturalnym elementem każdego trendu. Po osiągnięciu kolejnego wsparcia w okolicach 1,2680-85 (wcześniejsze zostały połamane) notujemy korekcyjne odbicie. Teoretycznie przestrzeń do tego ruchu to okolice 1,2770, a dalej 1,2815. Czy jednak możemy liczyć na odreagowanie w postaci litery „V”? Ciekawe wnioski przynosi spojrzenie na tygodniowy wykres koszyka dolarowego BOSSA USD – tam dotarliśmy w okolice styczniowego szczytu. To sugeruje, iż pewne próby odreagowania z obecnych poziomów mogą mieć miejsce. Docelowo wydaje się, że zejdziemy jeszcze niżej – czyli na EURUSD poniżej 1,2623, czyli minimum ze stycznia. I to raczej jeszcze w tym miesiącu.

Marek Rogalski