Rozszerzanie granic Unii Europejskiej i powiększanie strefy euro do tej pory miało więcej wspólnego z czystą polityką niż ekonomią. Grecja nie dawała gwarancji zachowania spójności unii walutowej. Rumuni i Bułgarzy przystąpili do UE jako wzorzec z Sevres korupcji.
W przypadku Aten chodziło o to, by jak najdalej na południe sięgało terytorium, na którym można handlować, używając w rozliczeniach wspólnej waluty. Z kolei Bukareszt i Sofia miały powiększyć strefę stabilności w niepewnym regionie graniczącym z Bałkanami Zachodnimi. Gdyby uparcie trzymać się zasad, Grecja powinna używać drachmy. A Rumunia i Bułgaria pozostawać poza UE. Epoka prymatu polityki nad ekonomią w sprawach europejskich kończy się bezpowrotnie. Większe wymagania dla państw aspirujących do euro, o których dziś piszemy, są tylko jednym z wielu przykładów potwierdzających żywotność tego trendu.
Teraz oprócz kryteriów z Maastricht państwo kandydat do euro będzie prześwietlane w ramach szerszej analizy sytuacji makroekonomicznej. Dodatkowe kryteria pojawią się też zapewne przy zasadach wydawania unijnych pieniędzy z nowej perspektywy budżetowej po 2014 roku. Nowe zasady mogą też określić, czy i jak będą przesuwane pieniądze z ważnej z punktu widzenia Polski polityki spójności na rzecz polityki promującej wzrost gospodarczy i walkę z bezrobociem.
Tego trendu nie da się zakwestionować. Trudno sobie wyobrazić, by polski premier czy minister finansów przekonywali do zignorowania bilansu na rachunku bieżącym państwa, które chce przyjąć euro. Trudno sobie wyobrazić, że szef polskiego rządu kwestionuje na forum unijnym politykę wspierania wzrostu czy lepszego systemu kontroli wydawania unijnych pieniędzy. Problem jednak w tym, że te wszystkie nowe kryteria zamiast konsolidować Unię, mogą posłużyć do instrumentalnego dzielenia jej.
Przy okazji ostrzejszej selekcji do unii walutowej, KE lub państwa ze wspólną walutą mogą skuteczniej blokować wejście kandydata, którego sobie nie życzą. O ile kryteria z Maastricht są jasne, w przypadku „rozwoju kosztów pracy oraz innych wskaźników cen” klarowność jest wątpliwa. Podobnie w odniesieniu do prób wprowadzenia nowych zasad wydawania pieniędzy z unijnego budżetu. Rezygnacja z upolitycznionej Unii na rzecz twardych danych ekonomicznych doprowadzi do jeszcze większego prymatu polityki i uznaniowości.