Na pierwszy rzut oka nad osobami myślącymi o zakupie własnego lokum zbierają się coraz czarniejsze chmury. Banki pod naciskiem nadzoru finansowego i po jego kolejnej rekomendacji, tym razem kryjącej się pod kryptonimem SII, od stycznia znów ograniczyły dostępność kredytów hipotecznych.
Potencjalnych kupujących może odstraszać też perspektywa wieszczonego powszechnie kryzysu, u progu którego ponoć właśnie się znajdujemy. W takim momencie bardzo trudno podjąć decyzję o zaciągnięciu kredytu. O pożyczkach w euro czy we frankach, które, biorąc pod uwagę obecne wysokie kursy tych walut wobec złotego, w dłuższej perspektywie mogłyby się okazać bardzo opłacalne, też można zapomnieć.
Jednak są i dobre wiadomości dla Kowalskiego, który rozgląda się za własnym M. Po pierwsze, powinien się zmienić na korzyść czynnik podstawowy przy podejmowaniu decyzji o transakcji, czyli ceny mieszkań. A te spadają, zwłaszcza na rynku pierwotnym. Dysponujący coraz większą liczbą wolnych lokali deweloperzy chętniej obniżają wyjściowe stawki i bardzo elastycznie podchodzą do dalszych negocjacji cenowych z klientem. To oni zmuszą też do ustępstw część sprzedających mieszkania z drugiej ręki, którzy na razie jeszcze dość niechętnie gotowi są zejść z ceny. Dodatkowo prognozy mówią też o spadku w tym roku stopy bankowej WIBOR, na podstawie której ustala się oprocentowanie kredytu. Trochę osłodzi to niekorzystne skutki rekomendacji SII.
Warto więc może zaczekać kilka tygodni czy miesięcy, a o mieszkanie będzie łatwiej. To ważne dla 1,2 mln polskich rodzin, które nie mają własnego lokum.