Państwo działa zupełnie inaczej niż normalne przedsiębiorstwo. Kiedy firma musi oszczędzać, właściciele starają się ograniczać wydatki osobowe, a chronić nakłady na inwestycje, bo one w przyszłości zdecydują o przyszłości spółki. Rządy zwykle robią inaczej – tną wydatki inwestycyjne, które wspomagają rozwój kraju, aby nie ruszyć wydatków socjalnych czy pensji urzędników.

Przykładem takiego działania są zmiany w programie budowy dróg lokalnych, czyli schetynówek. W ramach oszczędności na gminy narzucono konieczność dofinansowywania budowy takich dróg w większym stopniu niż do tej pory. Muszą wyłożyć 70 proc. wartości inwestycji, a nie 50 proc. jak dotąd. Dla sporej części samorządów to za dużo, więc rezygnują z budowy dróg.

Tymczasem dla większości Polaków lokalne drogi i trasy dojazdowe są ważniejsze niż autostrady. Tak właśnie jest ze mną – z autostrad korzystam w trakcie wyjazdów wakacyjnych, ale codziennie muszę dowieźć dzieci do szkoły i dojechać do pracy. Cieszę się, że powstają trasy szybkiego ruchu, ale poprawę odczuję dopiero wtedy, gdy po okolicy będę jeździł równymi drogami.

Proponuję więc, aby minister finansów Jacek Rostowski jeszcze raz przemyślał decyzję o oszczędnościach na schetynówkach. Najlepiej byłoby, aby zrobił to, jeżdżąc po kraju gminnymi drogami, które są pełne dziur albo po ostatnich deszczach zmieniły się w błotniste bajora. Jest nawet wolny pojazd, bo przecież po wyborach tuskobus już nie jest potrzebny panu premierowi.