- Przeciętny obywatel może się łapać za głowę, słysząc, że lista krajów stojących w kolejce do bankructwa ciągle się wydłuża - pisze Ryszard Petru, główny doradca ekonomiczny DemosEuropa
O ile jeszcze do problemów Grecji, Portugalii i Irlandii zdążyliśmy się przyzwyczaić, o tyle już ryzyko niewypłacalności Włoch podważa cały porządek gospodarczy świata. Nie wspominając oczywiście o ryzyku chwilowej niewypłacalności Stanów Zjednoczonych z powodu braku zgody na podwyższenie limitu długu.
Nagłówki wiadomości wprowadzają jednak sporo zamieszenia. Zupełnie inne są problemy Grecji, inne Włoch, a inne Stanów Zjednoczonych. Oczywiście wspólnym mianownikiem dla tych wszystkich krajów jest problem długów, z tym że o ile Grecja jest rzeczywiście bankrutem, Włochy mają przejściowe problemy, to w USA decydenci urządzają sobie teatr polityczny rodem znad Wisły, i to raczej z lat 90., a nie dziś.
Wiarygodność kraju buduje się dziesiątkami lat. To, że Polska trzydzieści lat temu zaprzestała spłacać i obsługiwać swoje długi, wpływa również na dzisiejszą wiarygodność naszego kraju. Dużo się od tego czasu zmieniło, można kwestionować jakąkolwiek ciągłość pomiędzy PRL a III RP, szczególnie w sensie gospodarczym. W tym samym jednak okresie nasi południowi sąsiedzi i Węgrzy nie zdecydowali się na redukcję długu, co przez długi czas było przewagą nad Polską w postrzeganiu tych krajów.
Stany Zjednoczone mają opinię jednego z najbardziej wiarygodnych krajów na świecie, który udowodnił w swej historii, że amerykańska polityka fiskalna była zawsze odpowiedzialna, bez względu na to, która partia polityczna rządziła. Co więcej, w USA w trudnych momentach dochodziło do porozumienia pomiędzy głównymi ugrupowaniami politycznymi. Zawsze pragmatyzm dominował nad ideologią. Obecna sytuacja jest więc dość nietypowa. Podniesienie limitu długu jest wyłącznie kwestią dogadania się pomiędzy Demokratami i Republikanami. Przeciągający się brak porozumienia, a w szczególności widoczny podział wśród Republikanów na Partię Herbacianą i pozostałych, powoduje niepewność na rynkach finansowych i pozwala zadać pytanie, czy w Waszyngtonie nie nastąpiła istotna zmiana w zachowaniu polityków. Bo jeśli przez ostatnie kilka lat USA nieodpowiedzialnie zadłużały się, korzystając z siły dolara jako jedynej waluty rezerwowej świata, a teraz pomimo ostrzeżeń agencji ratingowych przedkładają ideologię nad pragmatyzm, powstaje pytanie, czy politycy amerykańscy będą w stanie się porozumieć w kwestii redukcji olbrzymiego zadłużenia, które narosło za prezydentury Baracka Obamy. Stąd obawy o przyszłość i wiarygodność Ameryki.
Zarówno w Grecji, we Włoszech, jak i w Stanach Zjednoczonych główny problem ma charakter polityczny. W przypadku Grecji, jeśli w końcu dojdzie do właściwego poziomu restrukturyzacji długu, wciąż głównym pytaniem będzie kwestia wyjścia gospodarki na krzywą wzrostu. A to zależy od reform gospodarczych, które muszą zostać w tym kraju przeprowadzone. To zaś jest uzależnione przede wszystkim od woli politycznej i tego, czy greckiemu rządowi wystarczy umiejętności, by przekonać do nich ulicę. Mało kto jest o tym przekonany, stąd brak wiary rynków w Grecję. A ten brak wiary w polityków wynika z dotychczasowych doświadczeń.
Z kolei we Włoszech słabość premiera Berlusconiego i jego brak zainteresowania problemami gospodarczymi kraju przyczynił się do negatywnego postrzegania przez rynki finansowe perspektyw Włoch.
Daleki byłbym stawianiu tezy, że świat Zachodu bankrutuje. Niemniej faktem jest, że coś się zmieniło w polityce. Przywódcy państw większą wagę przykładają do bieżących zmian nastrojów opinii publicznej aniżeli kondycji finansowej kraju w średnim okresie. Nie chodzi mi nawet o długoterminową perspektywę, a jedynie taką, kiedy efekty podejmowanych działań mogą być widoczne w okresie jednej kadencji. Obecny kryzys fiskalny albo zmieni postawy polityków, albo zmiecie rządzącą klasę polityczną.