Historycy publicyści kochają wielkie daty i spektakularne wydarzenia. Walący się mur berliński, strzał z Aurory, pierwszy lot przez Atlantyk, marsz Mao na Pekin czy stół okrągły. Ale historycy badacze wiedzą, że nie tak się zaczyna historia. Proces trwa. Nabrzmiewa latami.
Marketing dopisywany jest do historii później, jak szturm na Pałac Zimowy, którego nigdy nie było, zburzenie Bastylii czy rewolta bostońska, która w rzeczywistości była ucieczką przerażonych amerykańskich milicji przed maszerującą armią brytyjską.
Co będzie naszą Bastylią, dowiemy się pewnie wkrótce. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że historia już się toczy i tylko czeka na swój wielki marketingowy moment. Dziesięć lat temu wizja, w której amerykański bank centralny przygotowuje scenariusz na wypadek ogłoszenia czasowej niewypłacalności, a największe państwa Europy gotowe są zaakceptować bankructwo Grecji, wkrótce pewnie Portugalii, byłaby czystym science fiction.
Młode demokracje, jak Estonia, Polska, Czechy, lepiej sobie radzą. W ograniczonym stopniu przyjęły socjalne modele państw Europy Zachodniej. Pomne komunistycznej demagogii ostrożniej podchodzą do wielopoziomowych regulacji, systemów socjalnych, przywilejów dla mniejszości i relatywizmu moralnego, który nie tylko podważa wiele tradycyjnych zachodnich wartości, ale też kosztuje miliardy.
Chiny, które trudno nazwać demokracją, ale i Indie czy Brazylia, kraje pełne wewnętrznych problemów społecznych, zdecydowały się na agresywną drogę rozwoju kapitalizmu. I właśnie te wschodzące rynki są alternatywą dla niemogących się podnieść zachodnich cywilizacji. Przygniecionych nie tylko problemami finansowymi, nadmiernymi świadczeniami, ale też poczuciem winy i wmawiania sobie, że obowiązkiem bogatych jest płacenie za biednych, bankrutujących, leniwych czy tylko za to, że ktoś urodził się z innym kolorem skóry albo preferencjami seksualnymi.
Wszystkim obrońcom tzw. zachodniej tradycji demokratycznej warto przypomnieć, że Europa i Ameryka swoją świetność zawdzięczają innym wartościom. Historia potęgi to historia poczucia wyższości kulturowej, podbojów kolonialnych, odbierania ziemi Indianom, podboju Afryki. Nikt przy zdrowych zmysłach dziś nie będzie pochwalał tych brutalnych dokonań, które pozwoliły powstać brytyjskiej, francuskiej, hiszpańskiej, amerykańskiej potędze. Ale z tamtych czasów pochodzą te stare pieniądze. To dopiero komunizm i faszyzm, dyktatury przymusowego kolektywizmu, zasiały w indywidualistycznych społecznościach fałszywe poczucie sprawiedliwości społecznej.
Dziś rozmawiamy o skomplikowanych rozwiązaniach fiskalnych, obligacjach złych akcji, selektywnej niewypłacalności, ale tak naprawdę czekamy tylko na kulminację – na bankructwo destrukcyjnego kolektywizmu.