Trudno nie pisać o Grecji. Rynek finansowy odetchnął, frank szwajcarski wrócił na bardziej akceptowalne poziomy, spadły rentowności obligacji krajów peryferyjnych strefy euro.
Ale przecież powszechnie wiadomo, że w zeszłym tygodniu miało miejsce wyłącznie preludium, parlament grecki przejął kolejny pakiet reform, nie wiadomo jednak, jak będzie wyglądała ich realizacja. Jakie będą efekty podwyżek podatków, czy uda się w końcu poważnie ruszyć z prywatyzacją. Na te pytania przez najbliższych kilka miesięcy nie będzie jednoznacznej odpowiedzi. Natomiast już w sierpniu musi się znaleźć odpowiedź na pytanie, co mają zrobić prywatni inwestorzy, którzy mają do zrolowania ponad 6,6 mld euro greckiego długu.
Francuski pomysł, aby poprzez skomplikowany mechanizm zrolować, niby dobrowolnie, część długu, prawdopodobnie nie wypali. Choćby dlatego że inne banki międzynarodowe nie chcą nazywać czegoś, do czego są zmuszane, dobrowolnością. W takim tonie m.in. wypowiedział się w zeszłym tygodniu szef Deutsche Banku Joseph Ackermann. Teraz naprędce trwa poszukiwanie mechanizmu, który dałby możliwość uniknięcia określenia przez agencje ratingowe greckich obligacji jako niewypłacalne. Trudno nazwać inaczej tego typu poszukiwania niż kreatywną księgowością. I to realizowaną przez rządy europejskie... Na szczęście agencje ratingowe, które szukają sposobów odbudowania swej reputacji utraconej w okresie kryzysu finansowego, utrzymują twardą, rynkową linię. Najbardziej jednoznaczne było zdanie agencji Fitch, która zadeklarowała, że „wszystko co będzie wyglądało jak 'default', będzie nazwane 'defaultem'”. W długim okresie żadne sztuczki księgowe nie będą w stanie ukryć problemów Grecji!
Grecja ma właściwie trzy główne problemy powiązane ze sobą. Zbyt wysokie zadłużenie i słabość gospodarki, co nie daje perspektyw na szybkie tempo wzrostu. Oraz polityka. Przez lata w Grecji dominował populizm socjalistyczny, a członkostwo w strefie euro uodparniało ten kraj na realną ocenę rynkową. Oszczędności, które powstały w wyniku obniżenia stóp procentowych po przyjęciu wspólnej waluty, zostały przejedzone. W tym czasie płace nominalnie rosły najszybciej w całym obszarze wspólnej waluty. Jednocześnie rosło zadłużenie. W okresie kryzysu po upadku Lehman Brothers to Polska została gorzej potraktowana przez rynki finansowe niż Grecja. W szczytowym okresie kryzysu wycena CDS dla polskiego długu wyniosła 400 pb, podczas gdy mniej więcej w tym samym okresie wycena CDS greckiego długu wynosiła 300 pb. Niesłusznie jak się okazało, w latach 2007 – 2009 polski dług wzrósł o 6 punktów procentowych PKB, a grecki o ponad 19! W sumie w obu krajach nastąpił głęboki spadek dochodów, ale w Grecji jednocześnie eksplodowały wydatki, czego nie można powiedzieć o Polsce w roku 2009. To były ewidentne błędy polityczne Greków – zarówno niewykorzystanie szans przed kryzysem, jak i nieodpowiedzialna polityka fiskalna w trakcie kryzysu.
Problem greckiej polityki wydaje się nadal zasadniczy. Ostatnie głosowanie w parlamencie: 155 do 136, pokazało siłę opozycji. Protesty na ulicach wynikają z przekonania Greków, że to nie oni są winni obecnej sytuacji. Jeśli bowiem przez lata karmieni byli populistycznym przekazem polityków i system działał, to trudno z dnia na dzień uwierzyć, że znaczna część rozwoju ostatnich 10 lat oparta była na swego rodzaju oszustwie czy też, nazywając to łagodniej, na życiu na kredyt. Przeciętny Grek nie rozumie skomplikowanych zależności wynikających z porównań dynamik jednostkowych kosztów pracy czy też deficytów na rachunku obrotów bieżących. W jego ocenie nagle odbiera mu się przywileje, na które uważa, że zapracował. Na razie nie ma światełka w tunelu. Nic nie wskazuje na to, że będzie lepiej.