A jednak istnieją granice wyborczych obietnic: w sprawie spreadów PO może pójść na rękę kredytobiorcom, bo to nic nie kosztuje. W sprawie kosztownej „Rodziny na swoim” nie ustąpi.
Politycy wytaczają armaty przeciw bankowym spreadom. Rzeczywiście, spready, czyli różnice kursowe, dzięki którym banki przeliczają sobie raty kredytów walutowych według wysokiego kursu, to jawna niesprawiedliwość. Jest więc z czym walczyć. Najpierw zaatakował Waldemar Pawlak, potem dołączyła Platforma Obywatelska.
Gniew polityków jest słuszny, tym bardziej że zbliżają się wybory i 700-tysięczna armia kredytobiorców, która zapożyczyła się we frankach, doceni przy urnach postawę tych, którzy ze spreadami walczą. Do tego może dołączyć spora grupa kibiców, która wprawdzie nie miewa walutowych interesów, ale z zasady nie lubi banków i bankierów. Poklask tłumów murowany.
Do tego taki gest nic nie kosztuje. Pomysł PO, która chce odebrać bankom prawo do pobierania opłat za aneksy do umów umożliwiające wpłaty rat w obcej walucie, jest dla budżetu obojętny. Bankom minimalnie uszczupli zyski, owszem, może zaszkodzić rynkowi, bo masowe wykupywanie franków, by spłacić ratę w banku, podniesie kurs waluty i zwiększy spready w kantorach, ale kasa państwa nic na tym nie straci.
Taka operacja może przynieść sporo chwały politykom, natomiast budżet pozostanie nienaruszony. Co innego „Rodzina na swoim”, czyli program dopłat państwa do odsetek od kredytów zaciągniętych na kupno mieszkania. W tym przypadku partie nie mają litości: nie ma mowy o żadnych akcjach propagandowych, dodatkowe bonusy nie wchodzą w grę, politycy nawet nie silą się na obietnice. Wręcz przeciwnie, program jest coraz bardziej ograniczany, a w 2013 r. zniknie w ogóle.
Okazuje się, że jednak istnieją granice wyborczych obietnic. Spready? Proszę bardzo, banki zapłacą. „Rodzina na swoim”? Nigdy, bo budżetu na to nie stać.
Czy tak rzeczywiście jest, trudno powiedzieć. Być może państwo byłoby w stanie wyłożyć kolejne kilkaset milionów złotych, by pomóc Polakom w kupnie mieszkań. Lepiej jednak dmuchać na zimne, bo tylko w tym roku, po uwzględnieniu rosnących stawek WIBOR, kasa państwa dopłaci do „Rodziny na swoim” ponad 0,5 mld zł.
Rozsądniej z punktu widzenia finansów państwa obiecać wyborcom pieniądze banków niż miliony z budżetu, których może zabraknąć.