W zeszłym tygodniu grecki minister finansów przyznał, że Grecja nie jest w stanie powrócić na rynki finansowe w roku 2012, jak wcześniej zapowiadano. I choć podkreślał, że wszystko jest w porządku i realizacja zaleceń MFW idzie zgodnie z planem, to reakcja na te deklaracje była natychmiastowa: rentowność greckich obligacji 2-letnich wzrosła do rekordowego poziomu prawie 18 proc. Przymiotnik „śmieciowe” nie jest chyba wystarczająco mocny, aby opisać wartość tych papierów. Chwilę później minister finansów Niemiec, czyli de facto minister finansów Unii Europejskiej, przyznał w końcu, że bez restrukturyzacji greckiego długu prawdopodobnie się nie obejdzie. Dotychczas większość oficjeli unijnych zapewniała, że taki wariant nie wchodzi w grę. Grali oczywiście na zwłokę. Dzisiaj mało kto chyba jeszcze wierzy, że obejdzie się bez kontrolowanej restrukturyzacji długu Grecji w niedługim czasie.
Bankructwo Grecji, Portugalii, a także Irlandii pokazuje, jak ważne jest prowadzenie odpowiedzialnej polityki fiskalnej w dobrych czasach. W okresie spowolnienia gospodarczego eksploduje dług jako efekt spadku dochodów (bo spowalnia gospodarka) oraz wzrostu wydatków (bo uruchamiają się automatyczne stabilizatory). Kraje, które prowadziły nieodpowiedzialną politykę fiskalną przed kryzysem, w okresie spowolnienia bankrutują. To bardzo ważna lekcja dla Polski. Strategia oparta na regule wydatkowej działa wyłącznie w dobrych czasach. Wtedy bowiem wzrost gospodarczy podbija dochody, przy wydatkach trzymanych w ryzach zmniejsza się deficyt. Taka strategia zapewni nam, że będziemy balansować lekko poniżej magicznej granicy 55 proc. długu do PKB, aż do... kolejnego spowolnienia gospodarczego, kiedy znów eksploduje dług o kilkanaście procent PKB. Wtedy już nie wystarczy kolejne cięcie składki do OFE. Innymi słowy obecny stan finansów publicznych z wysokim deficytem strukturalnym i relatywnie wysokim zadłużeniem jest jeszcze bezpieczny, ale tylko w spokojnych czasach. Gdy przyjdą czasy gorsze (a kiedyś przyjdą), to leżymy. Na całej długości. By uniknąć podobnego scenariusza w przyszłości, kraje takie jak Wielka Brytania dziś dokonują głębokich zmian strukturalnych w finansach publicznych.
Z tego, co się dzieje w Europie, trzeba wyciągać wnioski na przyszłość. Bez wątpienia strategię zakładającą scenariusz wyłącznie optymistyczny trudno nazwać optymalną. To podejście dobre na rok lub dwa. W dłuższym okresie kraj taki jak Polska musi mieć nadwyżkę budżetową w okresach prosperity. Musi być ona przede wszystkim osiągnięta w części centralnej budżetu i w funduszach celowych. Samorządy jak dotychczas w niewielkim stopniu winne są wysokiemu zadłużeniu państwa. Nie można oczywiście bagatelizować problemu samorządów, ale jak na razie ryzyko ich nadmiernego zadłużenia jest wciąż potencjalne, a sektora rządowego – realne. To prawda, że w wielu krajach, gdzie dług publiczny wyrwał się spod kontroli, samorządy były współwinne istotnemu jego przyrostowi. Niemniej jak na razie w Polsce samorządy mają znacznie bardziej restrykcyjne limity niż państwo. I to państwo jest odpowiedzialne za nadmierny dług!
Wnioski z lekcji greckiej nie dotyczą tylko tego, jak prowadzić politykę gospodarczą, by uniknąć kryzysu, ale również – by poradzić sobie w dobie kryzysu i być na to dostatecznie silnym. Nie jest to łatwe, gdyż większość rządów nie jest skłonnych obniżać długu wtedy, gdy nie ma bieżącej potrzeby. Ale właśnie na tym polega odpowiedzialność za kraj, aby w dobrych czasach przygotować się na czasy gorsze.
Przed nami kampania wyborcza. Nie jest to zapewne okres deklaracji, jakie reformy będą podejmowane po wyborach. Pamiętajmy jednak, że następny rząd będzie miał przed sobą perspektywę kolejnych czterech lat. Czterech lat, kiedy może się wiele wydarzyć. Nie będąc na to gotowym zawczasu, polegniemy na całej linii.