Walcząc o swoje prawa, związkowcy nie przebierają w wulgarnych środkach. I nie ponoszą konsekwencji.
„Próbuje Pan insynuować, obrażać zwykłych ludzi, którzy poświęcają swój czas i doświadczenie (...) Jak to się ma do rzetelności dziennikarskiej? Jest Pan zwykłym »propagandzistą«”. List z takimi oto słowami dotarł do mnie po publikacji tekstu o związkowcach w JSW i KGHM i ich destrukcyjnym wpływie na funkcjonowanie obydwu spółek. Autorem jest Józef Czyczerski, szef miedziowej „Solidarności”, któremu – jak nietrudno się domyślić – felieton niespecjalnie się spodobał. „Próba zdyskredytowania związkowców przez Pana, nazywając ich »związkowymi bossami« w KGHM, wypominając im, że są »świetnie opłacani«, świadczy o celowym działaniu lub brakiem wiedzy o ustawie o związkach zawodowych, która to określa sposób wynagradzania działaczy związkowych i obowiązuje w całej Polsce” (składnia z oryginału).
Cóż, ustawa pozwoliła przewodniczącemu Czyczerskiemu na zainkasowanie w samym 2009 r. 112 tys. zł z kasy KGHM za etat związkowca plus 85 tys. zł z tytułu zasiadania w radzie nadzorczej koncernu. Ta ostatnia sytuacja to patologia, Czyczerski sam jest twórcą i tworzywem, dba jednocześnie o interesy pracodawcy i pracowników. Choć za 85 tysięcy ostatecznie można się poświęcić.
W dodatku „propagandzistą” jestem dosyć miernym, przynajmniej na tle związkowców. Żeby nie skupiać się już na KGHM, weźmy LOT. Powstało tam pismo Związku Zawodowego Pilotów Liniowych i Związku Zawodowego Personelu Pokładowego „Lotowska Bibuła”. Jak rozumiem, tytuł ma nawiązywać co najmniej do zniewolenia i zagrożenia z czasów stanu wojennego. Ciemiężcą ma być w tym przypadku chyba zarząd LOT-u, choć są pewne tropy prowadzące również do ministra skarbu.
Sławę wykraczającą poza lotniczą spółkę zdobyła już druga strona „Bibuły”, na której związkowcy opublikowali wiersz. W bezpretensjonalnej formie wieszczy on upadek prezesa firmy Marcina Piroga i szefa resortu skarbu. Oto fragment: „My krew tej firmy i jej dziedzictwo/ W sercach nosimy żurawia znak/ Tyś (to o Pirogu – przyp. M.P.) wziął się z zewnątrz w asyście szczurów (to pewnie współpracownicy prezesa – przyp. M.P.)/ Spadniesz tak szybko jak spadnie Grad”.
Do tego ilustracja, rysunek przedstawiający rozbity w drzazgi lotowski samolot. Przypominam: w oficjalnym biuletynie sygnowanym przez związki pilotów i personelu pokładowego, czyli ludzi, którzy mają dbać o bezpieczeństwo pasażerów. Wydanym na parę tygodni przed rocznicą koszmarnej dla Polski katastrofy lotniczej.
Nie potrafię powiedzieć, czy związkowcy z British Airways czy Lufthansy również rysują w swoich wydawnictwach rozbite samoloty własnych firm, czy management tych spółek jest tam określany jako szczury. Podejrzewam jednak, że nie, gdyż natychmiast wywołałoby to spory skandal. U nas takich skandali nie ma. Związkowcy mogą sobie wulgarnie obrażać, kogo chcą, czy zarabiać sobie na etatach i w radach nadzorczych setki tysięcy złotych. Wszystko dla dobra firmy, oczywiście.