Polska chce zaproponować Rosji dwustronny podział rynku przewozów ciężarówkami między naszymi krajami. Wyeliminuje to konkurencję z Litwy, Ukrainy, Białorusi, ale i wszelką inną, gdyby się pojawiła. Na krótką metę taka taktyka może być korzystna, w dłuższej perspektywie jednak ośmieli Rosję do rozgrywania spraw z Polską poza forami międzynarodowymi, co nas osłabi.
Dotychczas staraliśmy się stawać do sporów w większej gromadce, spychając je choćby na forum UE. Tak w 2007 r. wygraliśmy zniesienie embarga na polskie mięso. Utrudnialiśmy Rosjanom dzielenie Europy na kraje uprzywilejowane i te traktowane po macoszemu.
Przewozy towarowe ciężarówkami do państw pozaunijnych, inaczej niż wymiana handlowa, nie są jednak szczególnie bliskie UE. Trudno będzie ją wciągnąć do rozgrywki. W tym wypadku ponadnarodową płaszczyzną jest Międzynarodowe Forum Transportu (ITF) przyznające zezwolenia na transport ciężarówkami. Rosjanie próbują je ograniczyć na rzecz zezwoleń ustalanych bilateralnie, co daje im fory, ponieważ ich flota ciężarówek nie spełnia wymogów ekologicznych ITF, a ponadto umowy dwustronne dają większą elastyczność w ich ograniczaniu, słowem pozwalają uprawiać politykę kija i marchewki.
Właśnie idziemy im na rękę. W przyszłości możemy jednak zapłacić wysoką cenę za taką postawę, gdy Moska znowu zechce grać przeciw nam. Dzielenie i faworyzowanie jest podstawą rosyjskiej polityki wobec UE, trzeba uważać, by zbyt pochopnie nie dać się ustawić w pozycji lubiani, bo łatwo spaść z niej do kategorii nielubiani. Z organizacjami ponadnarodowymi Rosjanom nie idzie już tak łatwo. Razem raźniej wobec Moskwy, o czym wiele razy już się przekonaliśmy.